Dzień Pokory
: 25 paź 2012, 16:46
Czy zdarzają się wam takie dni, kiedy wszystko nie tak, pod górkę i piasek w oczy?
Nie pamiętam czy kiedykolwiek zaliczyłem taki dzień jak dziś.
Wyliczanka jest długa:
- szkwalisty wiatr, który na chwilę wogóle znikał, by przywalić z impetem wariata z kierunku innego o 30 stopni,
- łamiące się w pół latawce i nieodbijające po chwili co skutkowało niekontrolowaną jazdą w nieokreślonym kierunku,
- zaklinowane linki uprzęży co skutkowało efektem żółwia na 9m latawcu,
- wypinający się trapez,
- zgubiona deska race (po raz pierwszy w życiu),
- puszczająca znienacka knaga co skutkowało efektem procy,
- latawiec przewinięty przez połowę uprzęży (też pierwszy raz w życiu), co skutkowało dziwnymi lupkami,
- prąd wynoszący w morze co skutkowało kraulem w miejscu z latawcem podłaczonym przez trapez trzymany w jednej ręce,,
- zablokowana zrywka leasha i po raz pierwszy w życiu konieczność wypięcia się z latawca poprzez wyjście z trapezu,
- bodydragi po plaży (bez praktycznie kontroli) ze slalomem pomiędzy resztkami pali po jakichś bunkrach,
- 4 krotne awaryjne i samodzielne lądowanie na wąskiej plaży przy wietrze około 30kts.
Jak sobie cos jeszcze przypomne dopiszę.
Wyczerpałem limit szczęścia chyba parokrotnie.
Walczyłem 2,5 godziny z czego pływałem tylko 30 mniut.
Koniec końców uważam sesję za pozytywną, bo sprzęt cały a ja mogę napisać tego posta
PS.
Deskę znalazłem w Kołobrzegu.
Nie pamiętam czy kiedykolwiek zaliczyłem taki dzień jak dziś.
Wyliczanka jest długa:
- szkwalisty wiatr, który na chwilę wogóle znikał, by przywalić z impetem wariata z kierunku innego o 30 stopni,
- łamiące się w pół latawce i nieodbijające po chwili co skutkowało niekontrolowaną jazdą w nieokreślonym kierunku,
- zaklinowane linki uprzęży co skutkowało efektem żółwia na 9m latawcu,
- wypinający się trapez,
- zgubiona deska race (po raz pierwszy w życiu),
- puszczająca znienacka knaga co skutkowało efektem procy,
- latawiec przewinięty przez połowę uprzęży (też pierwszy raz w życiu), co skutkowało dziwnymi lupkami,
- prąd wynoszący w morze co skutkowało kraulem w miejscu z latawcem podłaczonym przez trapez trzymany w jednej ręce,,
- zablokowana zrywka leasha i po raz pierwszy w życiu konieczność wypięcia się z latawca poprzez wyjście z trapezu,
- bodydragi po plaży (bez praktycznie kontroli) ze slalomem pomiędzy resztkami pali po jakichś bunkrach,
- 4 krotne awaryjne i samodzielne lądowanie na wąskiej plaży przy wietrze około 30kts.
Jak sobie cos jeszcze przypomne dopiszę.
Wyczerpałem limit szczęścia chyba parokrotnie.
Walczyłem 2,5 godziny z czego pływałem tylko 30 mniut.
Koniec końców uważam sesję za pozytywną, bo sprzęt cały a ja mogę napisać tego posta

PS.
Deskę znalazłem w Kołobrzegu.