Podepne sie z zapytaniem - tez walcze podczas startow i pierwszych slizgow.
Sam start mysle, ze juz kumam - tzn. latawiec delikanie przez 12, noga do przodu, kawalek z wiatrem. To dziala, problem tylko mam z momentem przejscia juz na konkretny hals - z reguly konczy sie to utopieniem dechy, polozeniem na plecy, ew. poplynieciem deska bokiem i w koncu gleba na twarz.

Doszedlem do wniosku, ze przydalaby sie wieksza (zwlaszcza dluzsza) decha (mam su2 Bambusa 135, 85kg) - raz probowalem na RRD Placebo 141 bodajze i bylo jakby lepiej (poza tym, decha byla ze 2x lzejsza...). Latwiej chyba byloby trzymac wlasciwy kierunek - teraz jade gdzie deska chce. Poza tym, nie wiem co robic z barem podczas startu/przejscia na hals - ma byc zaciagniety czy odpuszczony? Mam regulowac sile 'wyciagniecia' tez zaciaganiem baru czy tylko odpowiednio dobranym (do aktualnych warunkow) ruchem latawca? Jak juz wstalem i probuje plynac halsem, to tez - bar odpuszczony i ew. sinusoida? Domyslam sie, ze jak bar zaciagniety, to latawiec hamuje i raczej przesuwa sie w glab okna, mam racje?