Pewnego słonecznego dnia pojechałem sam nad jezioro popływać na kajcie. Wiatru nie było tzn. jakieś może 10 km/h. Około 14” godziny przywiało 23 km/h odpaliłem 12 m kajta i poszedłem pływać. Wiatr był prostopadle do brzegu więc ostrzyłem aby nabrać wysokości. Dojechało parę osób. Wiatr był nie równy i czasami było za mało. Nagle w ciągu pięciu minut czuję że jazda jest już ostra i czasami wyrywa mnie na halsie z wody. Decyzja zjeżdżam do brzegu. Ale w tym momencie zaczynam robić już nie zamierzone kilku metrowe skoki. Jestem jakieś 100 m od brzegu. Decyzja - deska już mi nie pomaga, a wręcz przeszkadza więc ją zostawiam. Wynosi mnie w górę – olewam wszystko łapie za zrywkę i pierwsza próba wypięcia, nic z tego zrywka nie działa pod takim dużym obciążeniem. Lądowanie koryguję delikatnie latawiec. Lot drugi i druga próba wypięcia. Nic z tego. Lądowanie już na brzegu. Podbiega ktoś do mnie i łapie mnie. W sumie pogorszyło to tylko sytuację bo wystrzelił mnie jak z procy. Sytuacja moja jest już fatalna widzę z góry swój samochód i lecę prosto na drzewo. W ostatniej sekundzie obracam kajta krawędzią natarcia do ziemi i walę nim o jakieś tam przeszkody aby go zniszczyć. Sam przelatuje przez drzewo łamiąc je. Zatrzymuję się na betonowej drodze tracąc przytomność na chwilę. Wypinam się i koniec akcji.( kajt nie draśnięty u kobiety w ogródku ). To był dzień moich drugich narodzin.
Wszystko to trwało około sam nie wiem po prostu błyskawicznie nie miałem czasu nawet przez chwilę się zastanowić. Zawsze do ręki mam przypięty nóż ale ten dzień był tak spokojny że nie było potrzeby go przypinać.
Kosztem złamanego palca u nogi nauczyłem się dbać o własne bezpieczeństwo. To moje wnioski:
- pływam tylko z dala od brzegu ( preferuję morze ) jest tam czas na zastanowienie.
- działająca zrywka pod sporym obciążeniem ! powtarzam działająca !
- ostry nóż przypięty do ręki ( przydaje się gdy nas zdryfuje na siatki ).
- zdrowy rozsądek, wyobraźnia, a czasami nawet czarnowidztwo.
Jeszcze jedna myśl : Jak już myślisz że wszystko potrafisz i że nic cię nie zaskoczy to właśnie wtedy wyjdź z wody.
Innym razem napiszę jak to mój kajcik wyrwał płot w Rowach
