Ziomek. pisze:wenzel pisze:[*]
dlaczego pływał sam? dlaczego...... ?
dlatego, że KAŻDEMU z nas się to może niestety przytrafić..
wypadek, jest sumą wielu czynników, które zbiegły się w danej chwili
większość z nas, była bliska tragedii
często brakło jednego tylko składnika, by szala się przeważyła
nie tylko podczas kitesurfingu..
znaleziono Go bez trapezu
wydaje się, że chciał się uwolnić od ciągnącego kite
i nie ma żadnego znaczenia , że był to kite komorowy
pamiętam jak mimo waśni na forum - Ty też łapałeś mi kite na Bałtyku
jak uwolniłem się z trapezu, by pozbyć się kite..
[']
Dokładnie tak jak piszesz!!!
Zdarza się czasem, że cisnienie na pływanie jest ogromne, warunki sprzyjające, a akurat brakuje kompana do wspólnej sesji - wychodzimy w wodę samotnie!
Moja "szuwarowa" kariera na jez Dużym w Żninie nauczyła mnie jednej, ale jakże ważnej zasady:"NIE SZTUKĄ JEST WYPŁYNĄĆ - SZTUKĄ JEST WRÓCIĆ!!!" A nachodziłem się sporo i znam chyba każdy metr nabrzeża żnińskiego akwenu ! Ale żniński akwen nie jest tak rozległy, jak Zatoka, gdzie spłynięcie bez kite'a może trwać nawet kilka godzin, więc każdy uczący się na jakimkolwiek akwenie powinien wiedzieć, że zanim odda się całkowicie beztroskiemu "pójściu halsem" wgłąb akwenu, powinien sobie zdawać sprawę, że musi mieć możliwość powrotu, w razie nagłej zmiany warunków, lub awarii sprzętu, lub organizmu!!!
Dla przykładu: ostatnia Niedziela Wielkanocna. Pływanko na prognozę. 3 osoby. Wiatr N-E, czyli, jak zawsze przy tym kierunku,
loteria! I dokładnie tak było - wiatr jak w kalejdoskopie : kilka minut powiewa, kilka minut flauty. Zabawa na łące. czekanie na wiatr. Paweł próbuje wejśc do wody, lecz wieje za słabo, żeby się "odbić" od brzegu. Wraca! Znowu oczekiwanie, zabawa latawcami na łące. Powiało troszkę. Wchodzi Michał, który też nie może się odbić od brzegu na pożyczonej ode mnie kierunkowej desce, na której się pływa "nawet wtedy jak nie wieje".
W końcu lekko powiewa, wchodzę i pomagam "wpław" wyciągnąć Michała kilkanaście metrów od brzegu i przytrzymując pomagam mu wejść w start - udało się - popłynął!
Idę po mojego Speeda3 15m2 i na moim snandardowym twin-tipie wypływam w akwen, kosząc przy okazji odrobinę trzcinowiska!
Wiatr lekko zmienia kierunek i się trochę wzmaga, więc Paweł widząc, że pomykamy po akwenie, stara się wyjść w jezioro.
W końcu zauważam, ze udaje mu się osiągnąć zamierzony efekt i mknie beztrosko lewym halsem wgłąb akwenu. Myślę sobie:"ale się beztrosko puścił, żeby tylko zdołał wrócić!!!"
I skupiłem sie na swojej osobie, zostawiając Pawła i Michała słodkiej zabawie wodą i wiatrem.
Wyzanczyłem sobie dwa miejsca "od-do", plus kilkadziesiąt metrów z jednej i drugiej strony, gdzie bedę robił halsówkę, nabierał wysokości, a w razie gdy wiatr siądzie, bedę miał gdzie spłynąć
BEZPIECZNIE!!!I tak dokładnie było. W oddali widziałem tylko znikajacy latawiec Pawła, który przybliżał sie nieuchronnie do brzegu po radosnym wypłynięciu kilkuset metrów wgłąb akwenu, oraz Michała, który jeszcze dość dobrze sobie radził w tych zmiennych warunkach - raz bliżej, raz dalej brzegu.
Czując, że wiatr siada, spokojnie dohalsowałem się do brzegu, obserwując, co robią pozostali!
I tutaj ważna sprawa: "Nigdy nie myśl tylko o sobie, tylko obserwuj kolegów co sie z nimi dzieje, bo możesz być w podobnej sytuacji!!!"
Zauważyłem, że latawiec Pawła całkowicie zniknął z pola widzenia ok kilometr ode mnie, wiec wywnioskowałem, że spłynął do brzegu(gdzie dryfował juz od jakiegoś czasu) i zasuwa na pieszo ze sprzętem pod pachą!
Michał jeszcze trochę zabawiał się, raz przy brzegu, raz w akwenie, ale w pewnym momencie również zniknął z toni jeziora,
Każdy z nas korzysta z daru natury i pływa ile wlezie, jednak ja staram się trzymać w takiej odległości od brzegu, by w razie "zgaśnięcia" wiatru móc bezpiecznie spłynąć.
Paweł wypuścił się kilkaset metrów za daleko, płynąc radosnym beztroskim halsem, a Michał tak długo wystawiał się na kaprysy natury, że w końcu obaj wrócili brzegiem "z lacza", w tym Paweł z podartym na przybrzeżnej gałęzi latawcem!!!
Takie przygody,na takim małym akwenie, jak jez Duże żnińskie kończą się zazwyczaj dość pozytywnie (oprócz małego dyskomfortu spowodowanego rozdarciem latawca). W odniesieniu do dużch akwenów, jak Zatoka Pucka, sprawa ma sie zupełnie inaczej, ale sposób myślenia powinien być podobny:"NIE SZTUKĄ JEST WYPŁYNĄĆ - SZTUKĄ JEST WRÓCIĆ !!!"
I każda osoba, której przekażę swoją wiedzę i doświadczenie, będzie uzbrojona w tę umiejętność!!!
I nie bójmy się dyskutować: jak? kiedy? dlaczego? zdarzyło się coś tragicznego, tylko na przykładzie śmierci jednego z naszych przyjaciół (nawet, jeżeli nie znaliśmy go osobiście, to był on jednym z naszych przyjaciół - moim również, więc chylę czoło i oddaję ogromne wyrazy współczucia Rodzinie) wyciągać wnioski na przyszłość!!!
Dla mnie pytania: jak to sie stało? dlaczego? jak? gdzie? itp są bardziej "na miejscu", niż bezmyślne wklejanie znaczka [*]