Bardzo mocny szkwał, niestety nie zauwazylem wczesniej.
Caly dzien wialo w miare równo, a przez 3 min poprostu dojebało, ze na ws 4.1 musieli splywac.
Przy tym strzale z wiatru momentalnie z latawca zeszlo powietrze (wydaje mi sie ze przez zaworki bo balon był dobry na 100%) i musiałem sie liszować, bo siła była taka ze spokojnie na 5 bym popływal , a bez powietrza było jak na karuzeli.
Pozniej zwijanie co było mega trudne bo dalej wiało bardzo mocno a i fala była calkiem spora, do tego duza odległość od brzegu.
po jakichs 5-10 min dopłynąłem do latawca, ale ma barze miałem tak namotane ze nie wiedziałem co jest co i jeszcze linki zaplatały mi sie o deche przez finy i strap.
probowałem złożyc latawiec w ucho i do brzegu ale nie dałem rady, a deski nie mogłem odczepic z linek. Nożyk patlova gowno dał.
Pozniej bardzo duze nieporozumienie z kumplami na ws ktorzy podplyneli i chcieli pomóc ale zle mnie zrozumieli i zaraz odpłyneli w momencie puszczenia mojego zestawu :p
no i pol godziny wpław do brzegu.
Naprawdę nie polecam puszczać sprzętu daleko od brzegu, nic przyjemnego gdy po 10 minutach ląd wydaje sie tak samo daleko.
tutaj widac jak dowalilo