Sporym problemem bylo dla mnie " namierzenie deski" szczególnie, ze mam carbonową-czerń w wykonaniu SU-2, a umiejętności nie pozwalaja mi jeszcze na bezbłedne pływanie. Rozwiązaniem genialnym w swej prostocie jest wymieniony przez Reza dmuchany kaczorek a raczej dzieciecy "pływaczek " zakłany na rekę. Kosztuje to-to z 15zl ( ważne by był dwukomorowy oraz by miedzy komorami był niedmuchany łacznik). Zapinamy to ustrojstwo do deski ( wykorzystując śrubę od raczki) i nie ma takiego ślepego który by nie zauważył na wodzie "żagielka" w kolorze "brazilijska pomarancza" . Jesli deska spada statecznikami do góry czesto sama się odwraca , a jeśli nie - wystaje znacznie poza linie wody.
Niestety to rozwiązanie ma parę wad. Pierwsza to wzrok bardziej doświadczonych kitesurferow .... mówiący.... wiele
. Druga to szybkość z jaka może się poruszać deska gdy dostanie wiatr w "pływaczek". Trzecia to marna jakość samych plywaczkow.
Ale to i tak małe piwo w porównaniu z radościa gdy człowiek dohalsuje się do utraconej dechy
To rozwiązanie polecam początkujacym -naprawdę warto.
PS
Patent na to rozwiazanie mają zdaje sie bracia zza poludniowej granicy .