Milosz pisze:Ok a powiedzcie mi jak zmierzyć siłę z jaką uderzenia latawiec o wodę? Bo ja nie wiem. W przypadku zaniku wiatru też latawiec spada do wody z x siłą i może dojść do uszkodzenia kajta prawda czy nie?
Jeśli dopuszcza się takie sytuacje w kitesurfingu każda sytuacja spotkania latawca z wodą powinna być rozstrzygana na korzyść kupującego w przypadku awarii poszycia. Ja mogę domniemywać ze może to być np wada produkcja czy konstrukcyjna i jako konsument nie musze się na tym znać.
Takie jest moje zdanie
Wysłane z mojego SM-G900F przy użyciu Tapatalka
Temat gwarancji panowie to jest zupełnie dowolna interpretacja producenta. On ją daje dobrowolnie na takich zasadach jakie mu się chce i niczego nie musi. Tutaj jak przedmówcy pisali, w zasadzie większośc zależy od tego na jakim wizerunku zalezy producentowi, no i sporo tez zależy od tego kto jest przedstawicielem danej marki w PL. Ja miałem kilka lat temu podobną sytuację akurat z firmą RRD i bez wnikania w szczegóły, no taki maja chłopaki z ABC stajl w tej sprawie i dobrowolnie nic nie wywalczysz. W korespondencji ze mna powoływali się m.inn na zalecenia producenta (w instrukcji) , że wskazane ciśnienie to bodajże 5,5 psi, a wyższe może spowodować właśnie przepompowanie i szkody w postaci pęknięcia/rozerwania tub. Dla niezorientowanych 5,5 psi, to można ten "napompowany" latawiec zawinąć na kokardkę.
Co innego natomiast odpowiedzialność z tytułu rękojmi sprzedawcy. I tutaj Twoja pozycja jest znacznie silniejsza, a często jest to ten sam podmiot. Z tym że sprawa jest i tak ocenna. Z jednej strony będą padać oczywiście argumenty, że latawiec służy do latania, a nie walenia w wodę i jak walnąłeś, to twoja strata. Z drugiej strony, najbardziej ekstremalnie - może padać argument taki, że np. latawiec dedykowany dla początkujących i do nauki powinien miec tak odporną konstrukcję, że nie jest możliwe rozerwanie go od uderzenia o wodę. Ponieważ osoba ucząca się, najczęściej zalicza od kilku do kilkudziesięciu takich uderzeń w trakcie szkolenia i jest to pewną normą. Każdy instruktor to wie. Jest to więc nieodzowny fragment w toku szkolenia i nie ma mechanizmu wykluczenia go definitywnie. Ale jak mówię, jest to kwestia ocenna, którą ostatecznie może przecież rozstrzygnąć sąd. De facto firma z którą masz przyjemność się spierać ma takich przypadków jak widzimy przynajmniej dwa (twój i mój) ale nie śledze tematu więc może jest więcej. Ja sobie po prostu ten brand odpusciłem na zawsze i podejżewam że obie strony są z tego faktu zadowolone, bo coś czułem, że rozleciałoby się robertów więcej...
Natomiast są takie firmy w których takie wypadki zdażają się bardzo rzadko/ a wręcz na pograniczu żadnego przypadku takiego na sezonna sezon. Więc "da się" tak uszyć np. tuby główne, że nie strzelają. Mówimy oczywiście o sprzętach nowych lub naprawdę w bardzo dobrym stanie, a nie zajechanych jak ruski czołg. Podam na przykładzie Cabrinhy, których używam od lat, nie wyłącznie - ale je bardzo lubię. No może miałem takie wyjątkowe szczęście, ale jak już było porządnie jebnięte, to wystrzeliwały pierscionki z onepumpa w gabrysi, więc straty żadne, tylko ewentualnie trochę wody w tubie. Ale jak była kiedyś seria wadliwych materiałów poszycia, firma sprzęty wymieniała na nowe. I nie było to wtedy kilka sztuk. Sporo własnie zależy od podejścia do tematu dystrybutora marki i jego relacji z producentem. Z kolei Slingshot rpm przepadł mi kiedyś w fuercie w szkwalistych warunkach, przewinął się i dostał takiego kopa w powietrzu, że uprząż bridli naderwała materiał przy tubie i poszycie poszło całe po długości. Było to do rozpoznania na zdjęciach, zrobiłem foto dokumentację, wysłałem do dystrybutora, otrzymałem pozwolenie na naprawę mailem(konieczne by nie stracić gwarancji za naprawę "nieserwisową) i na resztę wyjazdu miałem sprzęt. A po powrocie wymieniłem latawiec na nowy. Z Ariuszem też miałem jakąś tam przygodę serwisowo-reklamcyjną i ostatecznie ze sposobu załatwienia sprawy muszę przyznać jestem zadowolony, więc także pozytyw. Także wybierając sobie markę, warto oprócz ceny, koloru, czy wrażeń z samego pływanka, poptrzeć na te własnie kwestie.
Na koniec tylko powiem, że nie jest moim celem nakłaniać teraz wszystkich do napierdalania latawcami o wodę
tylko próbuję wam wyjaśnić, że sporo zależy własnie od dystrybutora, ale też od argumentów, jakie będziecie mieli i ile będzie w Tobie determinacji.
A tak przy okazji jeszcze, padło tu też porównanie łamania desek i gwarancji Nobile, 3-letniej zresztą. Jest to bardzo dobry przykład. Bo czym różniłoby się stanowisko dystrybutora w przypadku odmowy uznania reklamacji pekniętej tuby, od złamanego blatu? Oba przypadki szkody pochodzą od "złego" uderzenia o wodę przecież, prawda? A jednak nie reaguje nikt tak alergicznie na złamane blaty, jak na rozprute balony, zgadza się? Przecież mógłby producent desek twierdzić, że klient źle obliczył tor lotu i kąt natarcia przed uderzeniem o wodę
Dla mnie oba przypadki są więc na równi do argumentacji i obrony swojego stanowiska.
pozdrawim
stivA