Hej Maciarz.
Co do bezpieczeństwa kitowania to nie ma jakichś wyjatkowych zagrożeń. Wiatr na Pn od Fortalezy, na otwartym oceanie wieje side-cross shore, więc w sytuacji krytycznej znosi Cię do brzegu, choć w przypadku dużej odległości od brzegu będziesz dymał z buta dobrych parę minut do miejsca ponownego startu (Jeśli trafiłeś do kite’a przez windsurfing to wiesz, co to jest ”trójkąt funboardzisty”...). Niemniej jednak wybrzeże na długości kilometrów jest jednorodne, bez raf i podwodnych niespodzianek, nie jak np. na Kite Beach w Cabarete gdzie dopłynięcie do brzegu jest w wielu miejscach utrudnione przez swoistą ławę utworzoną przez rafę ciągnącą się wzdłuż linii przyboju. Tu, do końca pod nogami masz miękki piasek, a ewentualnie uszkodzony kite ląduje przed Tobą na równej szerokiej plaży; coś jak Los Lances w Tarifie. W wodzie nie dostrzegłem żadnych większych ”kitero-żernych” stworzeń. Co ważne wiejący passat jest równy, bez porywów czy szkwałów. Jak ważne to jest, wie każdy, kto kitująć przy plaży w Cabarete nagle usłyszał dramatyczne wycie trąbki chłopaków z Kite Beach, gdy od horyzontu pędzić zaczęły czarne chmury. Niestety, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na wodzie to nie ma żadnych form zorganizowanych form pomocy, natomiast w przeciwieństwie do Helu, tu możesz liczyć na natychmiastową pomoc najbliżej od Ciebie pływającego kitera.
Rozpisałem się o bezpieczeństwie na akwenie a teraz dopiero widzę, że Tobie chodziło o info na temat bezpieczeństwa brazylijskiej ulicy. Hm, nie chciałbym ferować żadnych definicji ani jednoznacznych ocen, aby nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności za ewentualne szkody, których zaznałbyś w wyniku bezkrytycznego odczytania moich subiektywnych opinii na ten temat. Powiem tak: znany również z aktywności na tym forum, team manager ”naszych” na PKRA, Mirek S, który był już tam uprzednio, w rozmowie telefonicznej ostrzegał mnie kategorycznie (w jak najlepszej wierze) przed włóczeniem się nocami po ulicach tego grzesznego miasta. Na próżno. Należę do tych chorych ludzi, którzy w każdym odwiedzanym kraju muszą poznać ”kuchnię i kulisy’... Więc najczęściej tytłam się w lokalnych brudach i nurzam w rynsztokach, z upodobaniem jakiego doznają świnie w błocie

Tak było nie tylko w miarę bezpiecznych metropoliach, ale również w uważanych powszechnie za niebezpieczne dżunglach jak Cape Town. Jedyne, od czego staram się trzymać z daleka to od wszelkich nudnych szlaków turystycznych wyznaczanych przez biura podróży. Nie to, że jestem jakiś kozak i wiracha; po prostu ciekawość zwycięża opory. Tak było też w Fortalezie, która nie cieszy się tak złą sławą jak Rio czy Sao Paulo, jednak dla kogoś kto nie przesiąkł uprzednio południowo amerykańskim stylem życia i mentalnością, realia brazylijskiej nocy mogą zadziwić. Zanurz się w biedne dzielnice, a zobaczysz swoisty koloryt prostytutek, transwestytów, zakapiorów i wszelkiej maści odmieńców. Scenografia jak z filmów Quentina... Co do przestępczości mogę tylko powtórzyć to co słyszałem od innych, bo chociaż sam pętałem się po tych ulicach do rana, to absolutnie nikt nie zaingerował w moją prywatność inaczej niż poprzez pozdrowienia i szczery uśmiech. Inna sprawa, że szybko poznałem fantastycznych lokalnych ludzi, którzy pokazali mi co, gdzie i jak. Ale rzeczywiście, wioząca mnie samochodem dziewczyna nie zatrzymuje się w nocy na czerwonym świetle i widząc me zdumienie tłumaczy, że to skutecznie chroni przed napadami na skrzyżowaniach, a policja sama zaleca takie zachowanie. Co do mentalności, serdeczności, otwartości i uroku charakteru nie spotkałem nigdzie takich ludzi. Błyskawicznie zostałem przyjęty jako „swój” i zacząłem brać udział w codziennym (może raczej „conocnym’) życiu jakiego sam bym nie doznał, jak np. urodziny pewnego gaya, na które zostałem zaproszony, gdzie klimat i koloryt zabawy bawiacych się, zarówno homo- i jak i heteroseksualnych, byłaby świetną lekcją tolerancji dla wielu z nas. A gdy wracając nad ranem zaglądniesz w kafejce nad ranem do porannej lokalnej prasy, masz 80% szansy, że z pierwszej strony bić będą nagłówki i zdjęcia traktujące o tym jak to uprzedniej nocy kolejny raz komuś wpakowano w głowę cały magazynek dla 50 R$ w portfelu... Powtarzam; to prawda, że przestępczość jest plagą i epidemią w Brazylii. Ja jej po prostu nie zaznałem; może dlatego ze nie szukałem. A jak mawia mój kumpel (który również zrobił ”handle passa” na lagunie w Cauipe): ”Kto szuka ten znajdzie”. Amen. Mógłbym coś napisać o kobietach w Brazylii, ale moja narzeczona mogłaby niewłaściwie zinterpretować te opisy. Ograniczę się do stwierdzenia: dla ewentualnych amatorów jest to rajski poligon...
Minusy? Język. Po raz pierwszy w życiu miałem problemy ze swobodnym porozumiewaniem się. Jeśli nie znasz choćby podstaw portugalskiego, nie uzyskasz informacji ani od sprzedawcy w sklepie ani nawet w punkcie informacji na lotnisku. Masakra. Pozostają Pozazmysłowe Formy Komunikacji jak uśmiech i dobra wola, które dadzą Ci siłę ekspresji godną Vasco Da Gamy i Cesariii Evory. Powodzenia!
PePe
PS1 Shit ale się rozbazgrałem. Ktoś pytał tutaj 0 albo na
www.kiteforum.com), co robią kiterzy jak nie pływają. Teraz już wiem....
PS 2 Tomek M.: nie ma sprawy. Śledzę oferty wylotów między 15-20.12.03 i jedyne co mnie martwi to ceny w okresie świątecznym. A równolegle przygotowuję się do przygody na przełom stycznia i lutego. Przygoda nazywać się będzie BORACAY....