Witam Forumowiczow
Mija dziesiec dni od czasu jak siedze na Boracay, malenkiej (7 na 1 km) wyspie w Archipelagu Visayas nalezacym do Filipin.
Zdaje sie, ze tej zimy mialem chyba szczescie do spotow-wynalazkow. Po grudniowym Cumbuco w Brazylii "wydumalem"kolejny kitowy raj.
Po drugiej stronie pocztowkowo rajskiej plazy White Beach, uznanej przez „fachowcow” z pism podrozniczych za najpiekeniejsza plaze swiata, lezy plaza Bulabog. Rafa odziela idealnie plaska i plytka wielka lagune wypelniona turkusowa woda,. Mankamentem sa jeszcze jezowce, na szczescie dobrze widoczne w krystalicznej wodzie. Za rafa calkiem przyzwoity wave. Polnocno-wschodni monsun Aminah wieje onshore i jak do tej pory zwiodl tylko raz przez 10 dni. Dotad plywalem codziennie na 12tce, a wczoraj i dzisiaj na 16tce. Oprocz nas tylko pare osob na z kite’mi. Plywanie w samych szortach. Troche za goraco (rownik), ale mozna wytrzymac.
Do White Beach, przy ktorej pod kokosowymi palmami i na bialym jak maka piasku toczy sie zycie gastronomiczno-nocne, chodzimy piechota jakies 10 min. Na wyspie nie ma drog ani samochodow, tylko trzykolowe tuc-tuc, ktore woza za grosze. Ceny w knajpach po prostu nieprawdopodobnie niskie. Fascynaci owocow morza doznaja rozkoszy za drobniaki.
Dojazd troche niedogodny, Przez Londyn do Hokg Kongu, a stamtad do Manili. Potem rozpadajacym sie „letadlem” na pobliska wyspe na ktorej jest, nazwijmy to, „lotnisko”, Stamtad dalej wynajeta lodzia. Laduje sie na plazy, a w zasadzie jakies 50 metrow od niej, bo jest plytko i lodz nie moze dobic do niej. Wygracasz sie z tobolami po uda w wodzie... I tak robi sie dwa dni w podrozy.
Przyjechalem na miesiac, ale przedluzam pobyt do poltora!
Wiecej opisze w majowym numerze „Kitesurf”!
PePe