Przeczytałem ostatnio stanowisko głównego kf moderatora, popierane przez aktywnych kolegów jakoby wchodząc do czyjegoś domu przez komin należy wcześniej przedstawić się na kf . Brak takowegoż działania oznacza brak wychowania, ogłady, szacunku itp. Siegnalem wiec po Abc dobrego wychowania, książki dbający o mój przyszły wizerunek rodzic podarowal 50 lat temu i zaczalem sie w nią od nowa wczytywac w nadziei , ze popelnilm blad o tym nie pamietajac i ze jest tak jak profesorskie kf guru pisze. Ale tam nic o tym nie ma. To znaczy jest o dobrym wychowaniu, ale w kontekscie takim , ze publicznie nie zwraca sie nikomu uwagi a jesli juz to w szlachetniejszy sposob. Logika analizy kazala mi sprawdzic tez czy w jakikolwiek sposob jestem w stanie dostac sie do czyjegos domu przez komin. Zacząlem od komina domu szwagra. To tez okazalo sie nie mozliwe. Ostatnia taka akcja, jak pamiętam,pokazana zostala w 4 pancernych o psie zwanym rudy, 007, czy tez saba.- tu uklon dla mlodszego srednio starszego czytelniczego pokolenia. Pomyslalem wiec sobie ze nijak nie jestem w stanie sprostac oczekiwaniom kf moderatora. To poza moim zasięgiem . Kogoz to moze obchdzic czy jestem z kielc czy plywam na nortah, a co zrobic jak sie przeprowadze do kolobrzegu czy zamienię northy na cabrinha . Czy muszec za kazdym razem od nowa sie przedstawiac. Jakies takie to dziwne. Zapewne mądre, ale dziwne. Swiat sie w koncu zmienia, ale przeciez nie sam z siebie tylko z powodu roznych pomyslow i zwykle w momencie ich powstawania zupełnie durnych. Co zrobic aby skonfrontowac własny pomysł dostajac nagrodę za myślenie jako takie i nie chodzić z opuchnieta gębą i ze wstydu od ciosów jakie wymierza kf Profesor. A unikać ciosów nie jest łatwo bo moderator wykazuje sie czujnoscia, ktorej pozazdroscilby sam Feliks Dzierzynski zwalczajac tworzona do tego celu przez samego siebie komunistyczną opozycję. Postanowiłem wiec napisać felieton , ktory w rowny sposob pasuje do Dzału glownego, zrob to sam, podroze , sprzedam kupię pozamiatam, działu foliowego z olejem i bez, relacje i calej skomplikowanej w swym podziale reszty. Oczywiście, z pewnością , że wygram skoro nie kolejne Mistrzostwa Polski w wave/ zakupiłem już 2 koszulki- czytaj sponsoring głownego sędziego/, to przynajmniej kf konkurs na bialoczarny, pisany razemiosobno, będąc za i przeciw zarazem felieton z nadzieja, ze zamieszczone po wykreśleniu większości tekstu informacje komuś się przydadzą. Koniec wstępu. Teraz będzie tytuł felietonu ,a po kropce tekst.
Stara czapka.
Pózna jesień stwarza całkiem inne problemy niż wczesnojesienne sztormy na Bałtyku. Zmusza do decyzji dokad jechac. W koncu wszystkie rozważane racje uległy jednej. Spora grupa kolegow spędzać bedzie czas na Cabo. Na szczescie bylem tam wielokrotnie i nie musiałem pytać jak tam jest. Wybor sprzętu pozostawał jasny i prosty, ale pozostawał jeden wydawalby sie prosty problem. Czapka , oczywiście do pływania. Resztka włosów na głowie nie dawała mi już gwarantowanej przez wiele lat wcześniej osłony, a pałace słońce z silnym zimnym wiatrem robiły często w ostatnich latach spustoszenie w cześci głowy nazwanej ślimakami i związanej z kowalstwem, zmuszając do czestego brania coldrexu na zmiane z ibupromem. Bedacy w rodzinnym posiadaniu Kapelusz p słoneczny żony, z duzym rondem w kwiaty, tudziez kask z dawnych lat opodobnialby mnie na Cabo do członka teamu NRD : z przewaga na NRD/przy małym nakładzie dokupienia butów za kostkę i wiadra kremu. Natomiast montaż na glowie spadajacej ciagle tzw bandamki odsunąłem na okres noszenia równoległe z nią jasnych spodni i mokasynów związanych z widoczna już emeryturą sznurowadlem. Starą czapke
miałem od wielu lat. Lekko zesztywniala na krawedziach nawet troszkę juz postrzepiona pamiętała czasy mojej socjalistycznej ojczyzny, ale ze był to produkt sprzed epoki chińskiej całość zachowała kondycję nie gorsza niż ja. Miała natomiast drobna wadę. Była zimowa. Dała sie założyć, ale nic w niej nie słyszałem i nie dawała sie zdjąć generalnie, a w szczególności na sucho. Poza tym ok. Takiż to model przy udziale calej rodziny zostal przeze mnie przerobiony na model letni. Powiekszylem otwór oczny aby dac mozliwosc widzenia „oburącz” ,opalenia nosa, policzkow i przewietrzyc czasami gardlo Odcialem talerz oslaniajacy szyje, daszek i wykonałem serie otworów wielosci zakretki od jogurtu coby dało sie zauważyć ze mam resztke włosów i mózgu. Z taka to czapka wzbudzalem zainteresowanie na roznych plażach w następujących po jesieni porach roku . To jedyny taki model, gdyż jak dotychczas, nie zostal przeze mnie gdzie indziej zauważony , a w miedzy czasie pograzylem sie na Cabo / tradycyjnie nudnawo wialo caly czas/, dwukrotnie na Gran Canarii oczywiście z czapka nie wspominajac o francuskim atlantyckim wybrzezu testujac srednice wydlubabych wczesniej w czapce otworow wentylacyjnych. Mozna zabrac kilka desek i kitów mozna dziewczynę, dzieciaka z misiem , mozna tez starą czapkę z własną jej historią.
Maspalomas 1.O moim przedświątecznym wyjazdzie zdecydowała temperatura, cena i prognozowana siła wiatru. Wybraliśmy Maspslomas na Gran Canarii z ogromna piaszczysta plaża. Prognozowany wiatr od 14 do 24 wezlow zmusił nas do zabrania kitów 7,9 i 12 i pianek z długim rekawem. Dokupiony na miejscu samochod gwarantował przemieszczaniesie kilka kilometrów z hotelu do spotu. Taki przynajmniej był plan. Rzeczywistość wyglądała inaczej. Plaza na wydmach w Maspslomas ułożoną jest w kierunku północno- wschodnim. Dostać sie tam mozna brnac czasami na kolanach pod pionowego góry z piachu. Przedzieranie sie przez wydmy zajmuje 20 minut i da sie to przeżyć pod warunkiem zabrania na plecy co najmniej wszystkich kotów gdyż wiatr przez cały dzien wieje z różna siła. Rano słabiej na 12 pózniej coraz mocniej. Jednakże czasami zmienia ten schemat jak i kierunek próbując wiac wzdłuż a nawet od lądu. Fala natomiast układa sie w wysokosci do około 2 m regularnie. Jednego dnia z tygodniowego wyjazdu musieliśmy zrezygnować z pływania. Siła wiatru przekraczała juz na wydmach 35 wezlow zamieniajac je w wirujacy wściekłe piachem obszar. Wtedy wycieczka wokół wyspy dała nam satysfakcję zarówno w czasie pochlaniania przygotowanych w górskich knajpach o dziwo rozplywajacych sie osmiornicach jak i konstrukcji górskiej przyrody która opanowała środek wyspy. Krajoznawcza wycieczka była przez nas oczywiście zaplanowana pod katem poznania pozostałych a wymienionych w przewodniku kultowych spotów. Nasze wyobrażenia o opisanych spotach były zupełnie inne niż rzeczywistość. Woda oczywiście na nich jest tak zreszta jak i fale. Nijak natomiast dostać sie do niej nie mozna bo opisany piach to zwykle pokruszona rafa, a w najlepszym razie kamory o średnicy pomidora lub kapusty, a wymiar zejścia do wody i obecnosc pionowych gor i klifów przy brzegu przypomina pomysł halsowania sie w porcie w Łebie przy 40 wezlach od brzegu. Chociaż trzeba przyznać, ze zatoka przy Pozo i Vargas miała większy wymiar lecz trudny do określenia, gdyż tam wiało 50 wezlow z lewej strony w brzeg. Nawiezione samochodami góry kamieni maja chronić zatoki przed ich wymywaniem. W jakiś sposób jest to skuteczna, ale ilośc kamorow okropna, cos jakby magazyn na następne tysiąc lat wiatru. Tak silny wiatr dopadł nas na jeden dzien. Powrócilismy wiec na Maspslomas zmieniajac siódemki na dziewiatki i prezentujac zadziwionym tłumom nadmorskich spacerowiczów nowy szykowny model starej czapki ciesząc sie słońcem i plywaniem. Niestety na krótko i niestety jakby troche bez wyobrazni. Dlaczego na tak dobrym w sumie spocie nie ma szkolek i jest tak malo kitów na wodzie.
Maspalomas2. Marna zima i wczesna wiosna nie pozwoliła Nam zmadrzec. Prognoza do 30 wezlow pod koniec marca i temp powyżej 20 stopni nie dawała znowu wyboru. Sprawdzona stara czapka, oplywany juz model potrzebowała kolejnej konfrontacji. I sie zaczęło. Pierwsze dwa dni pływania na wydmach w Maspslomas nie dały planowanej satysfakcji. Wiatr wiejacy od brzegu o sile około 24 wezlow zmieniał około godz 12 kierunek , aby uderzyć z lewej strony do brzegu z siła od 20 do 27 wezlow wiejac około 2 godzin i znowu gwałtownie zmieniając kierunek na zupełnie od brzegu. Mieliśmy duzo szczęścia nie zostając na wodzie. Kolejnego dnia nie mieliśmy juz szansy wejść do wody. Wial silny wiatr cały dzien od brzegu. Rozpoczęliśmy wiec etap poszukiwan kolejnych spotów, gdyż z samolotu widzieliśmy plywajace kity w okolicy lotniska. Trafiliśmy w sumie bez problemu. Poznane na poprzednim wyjezdzie magazyny z kamieniami okazały sie miejscami działania lokalnej szkółki. Jak to sobie przypomnę i połaczą z warunkami szkoleniowymi panujacymi na zatoce i przeczytam własne krytyczne w tym temacie posty to wiem, ze nic nie wiem. Kursant na bosaka w krótkiej piance stoi na skarpie z kamieni z jednej strony 2 m tłukące w skarpę fale przyboju, w wodzie skały i glazy, instruktor w piance i pancerzu rowerowym tzw żółwiu startuje mu 3,5 m kite, ten nic nie słyszy i nie rozumie. Do wody garną sie miejscowi na kitch 4 i 5 metrów. Jak on ma plywac jak ma tylko 3,5, nikt mu nie powiedzial . Body dragi robił kolanami po kamorach wczoraj, bo w wodzie sie nie da. Mozna sie utopić gdy kite wpadnie do wody i fala wrzuci w linki. Instruktor wystartował kite. Wsiadł w samochod i uciekl, ma siesta na kawę, a ten kursant, kretyn czeka, aż ktoś przyjedzie i odbierze mu kite. Kite robi za komara, lata jak opętany.Masakra. Pojechalismy do hotelu. Hiszpańskie wino, tanczace przy dźwiękach muzyki kobiety, w końcu rozplywajaca sie w ustach osmiornicach i narastająca cholerna ambicja, nie pozwala nam już madrzejszym usnąć. Jest plan. Stara czapka ma robić za kask. Klapki umożliwić dojście do wody bez złamania tzw otwartego nogi, 7 zamiast llokaleskiej 4 lub 5 bo przeciez chłopaki z kf daja rade do 30 wezlow na 12, to w zasadzie wstyd na 7, tak przeciez niektórzy piszą. A skoro jest do 40 to luzik. Oczywiście chora ambicja. To wszystko szczęśliwie dzięki Bogu dla naszego 3 osobowego teamu po 3 dniach się skoczyło powrotem do domu. A wiatr wiał sobie dalej i nic sie nami nie przejmował. Świetne miejsce na szkolne. Wieje praktycznie cały czas. Tak mowia lokalni. Ci od 4 i 5. Czasami tylko fala ma 3 albo 6 m. Czasami. Lecac samolotem do domu zastanawiam się, czy z biezacej perspektywy wczesnojesienny pomysł na stara czapke, albo kolejny pomysł na powrot na Gran Canarie, juz z kaskiem, kamizelką, kitem 5 jest mądry. Moze lepiej spróbować wedrzec sie do czyjegos domu przez komin, a moze wejść normalnie przez drzwi w brudnych butach i zostać uprzejmie zawstydzonym przez usmiechnietego gospodarza. Moj nowy instruktor w żółwiowej zbroi z Vargas był jakiś taki miły. Moze nie czyta kf, moze go nie moderuje. A moze taki jest. Moze zamiast kamieni widzi piaszczysta plaże, moze to on widzi to czego my nie dostrzegamy. Stara czapka to hit sezonu na wiele najbliższych lat. Trzeba umieć tylko na nią popatrzeć i zaakceptować. Jeśli więc masz Czytelniku starą czapkę to od czerwca w Łebie przerobię ja dla Ciebie na indywidualny model.Ola.