wrocilem wlasnie z wypadu nad zatoke i musze stwierdzic, ze jestem "mocno pod wrazeniem"...szkolenia/lekkomyslnosci/zachowania instruktorow...
bylem w rewie i okolicach pucka/rzucewa.
sytuacje dajace sporo do myslenia:
-rewa, sporo ludzi -> poczatkujacy (ledwo panujacy nad kajtem) dostaja latawce do reki a na zawietrznej leza cale rodzinki z dziecmi
-rewa, sporo uczacych sie -> poczatkujacy (cwiczacy starty) wjezdzajacy w siebie, krzyzujace sie linki pare metrow downwind na plazy pelno ludzi niekajtujacych
-bladzikowo, silny wiatr, instruktorka startuje latawiec, problem w tym, ze trzymajacy latawiec uczen/przyszly uczen, nawet nie wie z ktorej strony wieje wiatr
-bladzikowo, silny wiatr (ja 90kg mam dobrze na 9tce) wychodzi na wode z mala dziewczynka z 7mka, dziewczynka jest wiecej w powietrzu niz w wodzie
-4 dni pobytu - ani jednej akcji self rescu przy kilkudziesieciu uczacych sie od zera do plywania, nic, ani jednej zrywki..
-a jako wisienka w torcie, zbanowany chyba na forum pan "Zet" (clash i razor) wpada na chwile do bladzikowa, pokazuje pare fajnych trikow (czapki z glow, dobre trikasy), tylko ze bedac instruktorem i chyba czlonkiem komisji szkolenia nie powinno
sie dawac przykladu: wymuszania pierwszenstwa na lewym halsie, skakania 15 metrow od brzegu ewidentnie pod publike gdzie dookola jest sporo uczacych sie i poczatkujacych, oraz przeplywania pare metrow downwind pod uczniami trzymajacymi latawce w zenicie...
jak dla mnie: niefajnie! podwojnie niefajnie bo nie jest mowa o "turystach"/"przyjezdnych" ktorzy olewaja lokalne zasady.. te zasady, jezeli w ogole jakiekolwiek sa, sa olewane przez tych ktorzy powinni swiecic przykladem