apek pisze:MarekH pisze: Zdecydowaliśmy, że zrobię zrywkę. Kolega przechwycił latawiec, ale szarpnięcie wiatru spowodowało, że kite wystartował ściągając go deski. Puścił go zatem.
Nie widzę nic dziwnego w sholowaniu komuś latawca. Widziałem takie akcje parę razy i sam też raz podholowałem latawiec do brzegu.
Gdyby w tym momencie ktoś podał deskę koledze, cała sytuacja nie miałaby miejsca.
apek pisze:MarekH pisze:Ten po dłuższej próbie płynięcia bodydragiem, stwierdził, że nie da rady, popłynął zatem z samym latawcem do brzegu. 300m od brzegu wpadł w miejsce, gdzie już nie było wiatru. Zmęczony długą walką pozbył się latawca i wpław popłynął do brzegu. Kite popłynął w stronę Osłonina...
Czy pozostawienie sprzętu, który w tym przypadku generował niebezpieczeństwo wywiania nie wiadomo gdzie i popłynięcie wpław 100m uważasz za błąd? Może można było zwinąć linki, ustawić latawiec do dryfu i płynąć w siną dal. Pewnie minimum godzinę lub duużo więcej do Osłonina/Rzucewa.
Kolega, to bardzo doświadczony kajciarz, skoro podjął decyzję o płynięciu wpław do brzegu, to uważam, że wiedział co robi.
Może Ty podjąłbyś inną decyzję. Czy lepszą? Możliwe, ale obyś nigdy nie miał okazji tego sprawdzić. Naprawdę Ci tego życzę.
apek pisze:MarekH pisze:W tym czasie ja próbowałem dopłynąć do cypla. Pod wiatr, pod prąd, pod falę.
Ale że co? Miałem nie płynąć? Miałem czekać na pomoc? A może utonąć?
Utonąć nie chciałem. Miałem jeden poważny kryzys, ale spokój (jestem ratownikiem wodnym) mnie uratował.
Czekać na pomoc? Drogi kolego. Nikt nawet nie podpłynął, żeby zapytać czy wszystko ok...
Nie twierdzę, że nie zrobiliśmy błędów. Czy to powoduje, że można olać kogoś kto potrzebuje pomocy?
W zasadzie tylko to mi chodzi. O zlewkę. Myślisz, że siedzący na brzegu (skończyli pływanie lub odpoczywali) jakoś się zainteresowali kiedy wyszedłem z wody? Myślisz, że ktoś tam choć nieco zaniepokojony, że mój kolega znikł a jego latawiec popłynął w stronę Osłonina? Zero zainteresowania.
Pomyśl, co zadziało się w mojej głowie, kiedy doszedłem do siebie (na szczęście dość szybko), patrzę, kumpla nie ma a jego latawiec gdzieś dryfuje. Używam monitora pracy serca z GPS. Moje tętno cały czas oscylowało w granicach maksimum. Adrenalina spowodowała, że biegłem do przystani szukać kogoś, kto może ma jakąś łódź na chodzie. Na szczęście spotkałem kolegę przy przystani.
Powtarzam. Pewnie można było zrobić niektóre rzeczy inaczej, ale jak nie będziemy sobie pomagać w sytuacjach kryzysowych, to nie wiem do czego to dojdzie. Ten sport zejdzie na psy.
Widziałeś wczorajszy wypadek Bruny Kajiya? Chwilę po incydencie była obok niej inna zawodniczka, mimo, że na miejscu pływał skuter rescue.
Do tego wypadku też nie powinno dojść. Ale doszło...