Witam!
W tym roku zaczalem plywac na Helu i sprobowalem dwoch szkolek (a kontaktowalem sie z kilkoma innymi) wiec mam niewielkie porownanie.
Nie podobalo mi sie ogolne "wyluzowanie" panujace w niektorych szkolkach (chociaz tlumaczono mi, ze to charaktersytyczne dla deskowej subkultury). Ja oczywiscie rozumiem, ze wielu instruktorow, wlascicieli szkolek spedza na Helu kilka miesiecy, maja wtedy wakacje oraz ogolnie jest milo i przyjemnie ale z drugiej strony uczniowie czesto nie dysponuja zbyt duza iloscia wolnego czasu, pedza na Hel czasami na zaledwie kilka dni i chcieliby z tych dni wycisnac jak tylko duzo sie da. Dobijalo mnie wiec kiedy przyjezdzalem do szkolki o umowionej godzinie, latawce innych szkolek od jakiegos czasu w powietrzu a w mojej szkolce zupelny luz, sprzet zlozony i schowany, instruktor buja sie na hamaku (ale zanim zaczniemy musi jeszcze zjesc sniadania, wyszczotkowac wlosy, czy dokonac innych zabiegow upiekszajacych). Problemem jest takze nieszanowanie wiatru. Wiadomo, ze pod tym wzgledem Hel nie nalezy do perfekcyjnych i czasami witaru jest mniej. Dlatego tez nie podobalo mi sie kiedy instruktor nie chcial rozkladac sprzetu bo moze zaraz przestanie wiac albo dochodzil do wniosku, ze jednak wieje zbyt slabo - chociaz inne szkolki lataly (wazne jest takze, ze na roznych etapach szkolenia mniejszy wiatr moze byc wystarczajacy do cwiczen - latania malym latwacem szkoleniowym czy body dragow). W koncu sam musialem wciaz wydzwaniac do szkolki czy warunki sa odpowiednie i czy ktos mnie laskawie pouczy - bylo to dosyc upokazajace. Aby nikt nie poczul sie dotkniety wyjasniam, ze nie jest to wylacznie cecha polskich szkolek, poniewaz moja kolezanka byla na Mauritiusie i miala bardzo podobne spostrzezenia.
Szkolka, ktora mi ostatecznie przypadla do gustu byla przeciwienstwem powyzszego opisu. Instruktor byl bardzo przejety aby wykorzystac moj czas maksymalnie - jak tylko cos zaczynalo sie cos dziac to wydzwanial do mnie abym sie natychmiast pojawil (az czasami mialem dosc bo wchodzilem do wody nawet kilka razy dziennie jak tylko zaczynalo wiac). Nawet jak nie wialo, to szkolka starala sie abym czegos sie nauczyl - rozlozenia sprzetu, awaryjnego zlozenia, pokazywali mi na dvd filmy szkoleniowe, opowiadali o roznym sprzecie, czy zabierali na wake'a za samochodem. Zaangazowanie bylo wiec na 200 %, czego mi wczesniej bardzo brakowalo.
Podsumowujac wiec fajne sa szkoly, ktore traktuja szkolenie jako usluge, jak kazda inna, ktora powinna byc na najwyzszym poziomie, bo inaczej nie znajda sie na nia chetni. Nie polecam natomiast tych szkol w ktorych kursant (klient!) jest traktowany jak petent, a instruktor jest herosem, ktory posiadl tajemna sztuke latania na latawcach i umiarkowana ma chec dzielenia sie swoja wiedza z jakimis nielotami, a wszczegolnosci nie chce temu poswiecac swojego cennego czasu, w ktorym woli latac w przestworzach

.
Jak ktos bedzie zainteresowany to informacje o tej drugiej szkolce moge wyslac na priv'a.
M.