Janek - ściskam kciuki do bólu takiego samego jakiego doznasz po 100km. Jeśli Ci się to uda to stawiam Ci karton żołądkowej co byś miał się czym rozgrzewać po takich crossingach. Wiem, że osobiście bym tego nie dokonał - ból nóg, skurcze na pewno wyeliminowałaby mnie w połowie dystansu. Co zrobisz jak w połowie drogi coś pierdyknie lub zabraknie Ci sił? Polecam osobisty EPIRB, aby Cię nie rozjechał jakiś statek jakby zdarzyło Ci się dryfować. Mój zmiennik minął złomiarza cudem, który robił rufę pod dziobem statku parę dni temu. Gdyby nie sprawne oko wachtowego rozjechałby go nawet o tym nie wiedząc. Windsurfer musiał się zesrać na zimno jak obserwował prom ważacy ponad 20 tys ton, długości 170m, z burta wysoką na 5 pięter i przepływający z pedkością 40km/h
4 METRY od niego.
W ostatnim Kiteworldzie jest wywiad ze specjalistą od downwindów - wiele ciekawych rzeczy można się doczytać. Co prawda downwind to nie crossing ale zawsze coś tam praktycznego się znajdzie.
Czy masz wyjaśnioną sprawę ubezpieczenia akcji ratowniczej? Dunowie z Bornholmu lub Niemcy z Arkony wiedząc, że to była planowana akcja ale nie ubezpieczona mogą skasować Cię na wartośc nowego opelka za podjęcie przez helikopter mimo ratowania życia ludzkiego, które według morskich przepisów międzynarodowych jest bezpłatne. Mogą wyjść z założenia, że świadomie narażałeś życie służb ratowniczych i dupa blada. To tak jak jazda po pijaku. Ktoś wjedzie w samochód poprawnie prowadzony przez podpitego kierowcę np 0,5 promila i winna jest przerzucana na Bogu ducha winnego kierowcę.
Fajnie byłoby jakbyś nagrywał się na GoPro i co np 30 minut robił autowywiad w panujących aktualnie warunkach.
Janek - życzę sukcesu i stalowych udek. Z ankiety wynika, że 80% forumowiczów wierzy w Ciebie! Niech będzie to Twoim motorem napędowym w chwilach zwątpienia. Powodzenia. Ale będzie kosmos