Sytuacja spotkała mnie 1 czerwca na Zatoce - w wyniku zderzenia z kursantem szkółki (a raczej wpadnięcia kursanta na mnie, bo całe zdarzenie było w 100% z winy kursanta) straciłem bar, a linki kursanta uszkodziły moją piankę. Ze względu na żenujące podejście szkółki przez prawie 6 tygodni od zdarzenia (zbywanie mnie, wymigiwanie się od jakiejkolwiek odpowiedzialności) opisuję temat tu, póki co bez nazw i personaliów, bo nadal zależy mi na polubownym załatwieniu sprawy - jeśli jednak to nic nie da podam dane szkółki i instruktora. Jeśli jest ktoś kto mógłby mi pomóc lub poradzić jak mogę dochodzić swoich praw proszę o PW, z mojej perspektywy wykorzystałem wszystkie możliwości polubownego załatwienia sprawy, a z całą pewnością nie zamierzam tego tak zostawić.
Opis zdarzenia:
Podpłynąłem do gościa, który stał w wodzie z przewiniętym latawcem chcąc mu pomóc. Zatrzymałem się przy jego latawcu, zszedłem z deski, latawiec trzymam w zenicie i pytam czy mu pomóc. Gość odpowiada, że zawołał już kogoś do pomocy i podczas tej krótkiej wymiany zdań w linki mojego latawca uderza kilkukrotnie latawiec kursanta szkółki (latawiec kursanta nie loopował się, jednak mimo bardzo równego wiatru gość zupełnie nie umiał nad nim zapanować). Po kilku uderzeniach mając jego linki już na swoich rękach próbuję się ratować i zanurkować pod nimi, jednak nie udaje mi się to i latawiec kursanta zaczyna się loopować dookoła moich linek. Do tego momentu zdążyłem już oberwać napiętymi linkami jego latawca po twarzy! Kursant okazuje się zupełnie nie ogarniający - krzyczę kilkukrotnie “zleashuj się”, na co ZUPEŁNY brak reakcji, brak działania, ani nawet odpowiedzi. Spoglądam za siebie, instruktor szkółki stoi jakieś 20-30 metrów za nami, widząc że kite kursanta zaczyna kręcić loopy rusza w naszym kierunku ale bez żadnych szans na dogonienie.
Po kilkunastu loopach sytuacja nie ulega zmianie - widząc że kursant nie umie się leashować, a sytuacja robi się mało fajna (splątani loopujemy się w kierunku molo) - używam zrywki a ponieważ zupełnie nic to nie zmienia po kolejnych 3 loopach wypinam się całkowicie z mojego latawca. Podpływam i łapię swój latawiec, ale okazuje się że nie mogę go utrzymać bo nadal ciągną linki z baru, który jest splątany z latawcem kursanta. Chcąc zakończyć tą plątaninę podejmuję decyzję o odpięciu linek od swojego latawca - nie jest to proste bo latawiec jest ciągnięty bardzo mocno przez splątane z kursantem linki od baru, ale po kilku minutach trzymam w ręku sam latawiec. Po moim wyplątaniu latawiec szkółkowy przestaje loopować i kursant staje na nogi. Myśląc, że sytuacja jest opanowana znajduję swoją deskę, a później także deskę szkółki - krzyczę do instruktora dwukrotnie “mam waszą deskę, weźcie mój bar” na tyle głośno, że będąc pewnym że usłyszał schodzę z latawcem i dwoma deskami z wody. W tamtym momencie wydawało mi się, że krzyczę zupełnie na wszelki wypadek, bo spagetti jakie zrobiło się z linek zupełnie wykluczało możliwość samoistnego rozplątania tego na wodzie (potwierdził to później zarówno właściciel szkółki jak i gość który widział całą sytuację).
Po zejściu z wody (kursant z instruktorem schodzą kwadrans po mnie) okazuje się, że mój bar “wyparował” - nie było go w ogóle przy linkach baru szkółki, instruktor po fakcie stwierdził, że nie słyszał też co do niego krzyczałem. Oprócz mnie całą sytuację widział też gość któremu podpłynąłem pomóc, instruktor szkółki i jedna osoba na brzegu. Kiedy usłyszałem, że zeszli z wody bez mojego baru poprosiłem instruktora o pomoc w szukaniu baru, ten odpowiada, że zaraz przyjdzie mi pomóc - niestety w ogóle się nie pojawił, mimo że nie miał już tego dnia szkoleń...
Efekt całej sytuacji z mojego punktu widzenia:
-straciłem prawie nowy bar NKB 2011,
-linki kursanta uszkodziły mi zupełnie nową (tego dnia pierwszy raz użytą) piankę Mystic Cure’11,
-z powodu braku baru straciłem 2 dni pływania z wyjazdu na prognozę (2 i 3 czerwca, idealne warunki) - za to całą sobotę spędziłem na poszukiwaniach baru na dnie i wzdłuż brzegu.
Podejście szkółki do tematu:
-najpierw obiecali zrekompensować 50% wartości baru, później zmieniło się na “znajdziemy ci dobry deal na używany bar”, a później na to, że nie pomogą nic z barem bo wina jego utraty jest w całości po mojej stronie. Dodatkowo, jak już wspomniałem w dniu wypadku zostałem zapewniony, że pomogą mi szukać baru, jednak nie doczekałem się pomocy,
-obiecali wymienić uszkodzoną przez linki kursanta piankę - dostałem informację że mam czekać na przesyłkę ze sklepu z którym współpracują, kiedy zadzwoniłem po tygodniu potwierdzić czy na pewno przekazali temat do sklepu dostałem potwierdzenie, że tak. Dzwonię więc do tego sklepu, podaję nazwę szkółki i pytam czy cokolwiek w temacie wiadomo - gość przekazuje słuchawkę osobie, która bezpośrednio załatwia interesy ze szkółką - okazuje się że właściciel szkółki W OGÓLE nie załatwił sprawy w sklepie, tylko bezczelnie kłamie! Łącznie byłem zapewniany 2x że sprawa została przekazana do sklepu (2 razy podczas mojego telefonu) + później 1 raz że zostanie przekazana - do dnia dzisiejszego na obietnicach się skończyło,
-dzwoniąc ze swojego numeru do właściciela nikt nie odbiera (nawet jeśli dzwonię po kilkanaście razy o różnych porach dnia), ew. czasem jestem odrzucany, dzwoniąc z innego (nieznanego szkółce numeru) zawsze od razu odbierają, sprzedając przy tym tanią bajerkę (cyt. “właśnie wróciłem zza granicy”, albo “nie wyświetlało mi się żebyś wcześniej dzwonił”) - żenada do kwadratu! Dodatkowo, często rozmowa kończyła się z ich strony “sprawdzę i oddzwonię” - ani razu nie doczekałem się telefonu zwrotnego, za to kiedy ja oddzwaniałem odrzucali połączenia - szkółka ani przez moment nie była zainteresowana współpracą i poczuciem jakiejkolwiek odpowiedzialności w tym temacie (no chyba że ściemnianie od prawie 1,5 miesiąca, że coś załatwili/załatwią podczas gdy nie robią zupełnie nic uznamy za zainteresowanie tematem),
-od samego początku nie usłyszałem ani razu jakichkolwiek przeprosin za całą akcję, usłyszałem za to “kursant ma pełne prawo się w ciebie wpieprzyć”,
-straciłem mnóstwo czasu i nerwów na próbę polubownego załatwienia sprawy ze szkółką (z około 150 telefonów odebrali raptem kilka), ale niestety wożę się z tematem do dziś.
Kwestie osobne, takie jak podejście szkółki do tematu szkolenia safety kursantów (nauka startów z deską bez umiejętności leashowania ani obsługi latawca (!!) - chyba nie wymaga komentarza) oraz niewyobrażalne wręcz cwaniactwo i tupet nadają się na osobne tematy na forum, bo uważam że warto przestrzec ludzi, żeby nie musieli tracić nerwów przerabiając to co ja.
Żeby nie było anonimowo podpisuję się - Marcin Zydek