Radku,
wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie zdjęcia, czy zdawkowych relacji jest skazane na porażkę. Przywaliłeś kulą w płot.
Prawdopodobnie w zalewie emocjonalnych postów i z daleka od miejsca wydarzeń trudno zdać sobie sprawę z meritum - właśnie, kosztem wielu niewinnych zawodników, kosztem wielu nerwów, udało się obronić naszą klasę przed zakusami cwaniaków i kanciarzy.
Mimo przypadkowych ofiar tego zamieszania (np. w osobie Maksa), mimo tego, że wyniki imprezy z tyloma dyskwami nie do końca są miarodajne, całą sprawę należy uznać za bolesny sukces - zarówno komisja protestowa, mierniczy, jak i zawodnicy dali wyraźny znak, że zasady fair play są ważniejsze, niż ładna i płynna relacja z zawodów.
Aby nie było wątpliwości - zarówno dyskwy, jak i towarzyszące im "wydarzenia medialne" mają jedno źródło - jeden z producentów desek w rażący i nie budzący wątpliwości sposób naruszył przepisy klasowe, złamał zapisy umowy podpisanej z IKA. Wszystko wskazuje na to, że we współpracy z niektórymi z włoskich zawodników (w tych przypadkach cuda typu wyjmowalne i całkiem spore doważki ukryte w finboxach). Słowem - ewidentne oszustwo. W tym kontekście pisanie o braku fair play przy okazji emocjonalnego wystąpienia Tomka (mniejsza o to, czy do końca udanego, czy nie) brzmi nieco śmiesznie.
Ad rem - po dochodzeniu i sprawdzeniu wszystkich desek tego producenta, okazało się, że większość jest poza przepisami klasowymi. Zawodnicy jeżdżący na tych deskach, w ogromnej większości, nie mieli o tym pojęcia. Ale to zawodnik złapany na dopingu dostaje dyskwę - nie jego lekarz, trener, czy sąsiad. Nawet jeżeli sam zawodnik nie wiedział, że jest szprycowany.