Jak Stocznia działała to było tam mnóstwo stoczniowców dbających o koty, teraz stocznia upadła, stoczniowców nie ma, nie ma kto sie kotami zajmować (70 hektarów powierzchni i około 20 pracowników pozostało). Te koty nie były zawsze zdrowe, ale byli ludzie, którzy się nimi opiekowali, karmili, zabierali do weterynarzy, podawali antybiotyki. Koty chowały się w kanałach ciepłowniczych i w ocieplanych ogrzewanych budynkach, dziś to wszystko jest zamknięte, zimne. Po co mają zostawiać ogrzewanie jak nie ma już pracowników, z tego powodu kanały też są zimne. Stocznia jest ogromna, jest tam mnóstwo budynków, magazynów, hal, warsztatów, kontenerów itd itp ale gdzie te koty mają spać? Nie ma znaczenia czy w jakiejś metalowej hali czy na dworze bo i tak nic nie jest ogrzewane.
Budować domki i przekazywać nam dlatego, że idzie zima a koty w ujemnej temperaturze nie przeżyją. W stoczni jest tak zimno, że czasem trudno idzie wytrzymać - WIEJE TAM ZAWSZE
Stoczniowcy dokarmiali koty nie tylko dlatego, że je lubili ale dlatego że były dla nich pożyteczne. Wiele osób, które pracowały w stoczni pozabierała "swoje" koty do domów po zwolnieniach, nawet teraz dzwonią do nas i pytają się czy moglibyśmy złapać im ich koty, ale to oczywiście jest garstka osób w porównaniu z ilością tych zwierząt zamieszkujących stocznię.
Jak już wcześniej pisałam gryzoni tam praktycznie nie ma (nie przy tej ilości kotów), gryzoniami się nie wyżywią.
koty chorują bo jest zimno i są niedożywione!
Gdzie byli przyjaciele zwierząt? nie wiem. Gdzie są teraz? też nie wiem. Jesteśmy jedyną organizacją (10 osób), która postarała się o przepustki, leczy, sterylizuje i dokarmia koty już od prawie miesiąca. Do tej pory udało nam się złapać 30 kotek na sterylizację i 10 na leczenie.
Mam nadzieje, że wśród kitesurferów są sami miłośnicy zwierząt i że PKDT może liczyć na Waszą pomoc
