[Sorry za kolejnedo przydlugiego posta, ale a) nie wieje, b) jest u mnie zima]
Kurs do skutku Lipiec albo sierpien 2009 – szkolka wake.plPierwszy kontakt (Daniel a.k.a Gruby) – na poczatku telefoniczny, potem juz na miejscu - pelna profeska.
Instruktor – imienia nie podam - nie chce nikogo zrazic, bo chlopak mogl sie przez 3 lata “wyrobic”. Zreszta jest teraz wymieniany jako jednej z najbardziej dosiwdczonych instruktorow, wiec moze jest naprawde spoko. Papiery instruktora zrobil na poczatku sezonu, co ani mnie ziebilo ani parzylo – papierek nie gwarantuje niczego. Fakt, ze w bazie bylo sporo instruktorow bez licencji, ktorzy “wyrabiali” kursantow tym co licencje mieli, zeby szybciej mogli zrobic nastepny level, ale tez mi to nie preszkadzalo. Plus byli instruktorzy dopiero nauczyli sie plywac w tej szkolce wlasnie na poczatku sezonu i juz szkolili. To bylo dla mnie troche zaskakujace, ale jak sie potem okazalo moi znajomi byli wlasnie z jednego z nich mega zadowoleni.
Szybka
teoria (bo wialo

. Nie tam zadne slynne 2-3 godziny o ktorych gdzies tu byla mowa. Max 45 min, krotko, zwiezle i na temat. Moze minimalnie na krotko, bo np. dlugo zylam w blednym przekonaniu, ze kite w zenicie = najbezpieczniej, ale ze wszystkie informacje byly nowe, to i na piasku czlowiek jeszcze nie jest sobie w stanie wszystkiego zobrazowac, wiec moze padlo, a ja przeoczylam. Reasumujac – bylo wystarczajaco. Reszte sobie doczytalam na forum i w pelnej literowek, aczkolwiek bradzo przystepnie napisanej ksiazce Ziomka (od razu zaznaczam, nie mam porownania z Kunyszem, ale ksiazke Ziomka moge polecic).
Bezpieczenstwo – kazdy uzyl zrywki pare razy (na sucho na plazy), bylo o zapiaszczeniu, zrywce przy leashu, plus teoretycznie o self-rescue.
Sterownie latawcem – na zatoce, co mi b. pasowalo – uwazam, ze bezpieczniej niz na plazy, plus ze sterowania plynnie przeslismy do body dragow. No i tu sie zaczal maly problem. Grupa 3 osobowa, z czego “niestety” ogarnelam i sterowanie i body dragi w dol wiatru najszybciej, wiec instructor jak przychodzila moja kolej, mowil, ze ja juz umiem i ze teraz inni musza sie nauczyc. Ok – skoro umiem, to umiem. Powinnam sie cieszyc (ale pewnie znacie ten wieczny niedosyt na poczatku). Body dragi pod wiatr – ja ide na pierwszy ogien – pare metrow przeplynelam i ze juz spoko. Ja mowie, ze stary moze to porobie az do Ciebie wroce, bo na razie tej wysokosci za bardzo nie nabralam. Nabralas nabralas, tak ci sie tylko wydaje. No nie wydaje mi sie, bo wiem skad zaczelam i gdzie wzgledem punktu na ladzie jestem. No ale spoko (punkciki, punkciki, poki wieje

.
Jak zeszlismy z wody i okazalo sie, ze para (para, nie trojka) ktora weszla na wode w tym samym czasie (z instruktorem z tej samej szkolki) bedzie body dragi jeszcze cwiczyc jutro. I ze w ogole zrobili takie fajne cwiczenie (typu poszla mi tuba glowna, albo zdech wiatr), ze musieli zrobic z latawca tratwe i trapeze i sprobowac doplynac do brzegu nie dotykacjac dna. Kolezanka mowila, ze troche smieszne i nierealistyczne, bo ogarniali ten latawiec we dwojke, a nie kazdy samemu jak by to bylo w rzeczywistowci, ale lepsze to niz nic. Plus nie dalo sie do konca plynac, bo zaczeli szorowac kolanami po dnie, ale zawsze cos.
Mysle spoko – moze moja grupa ogarnela rzeczywiscie szybciej, a rescue zrobimy kiedy indziej.
Wieje znowu – niestety moj instructor albo mial ma malo jaj, albo nie wiem jak to dzialalo, ale nie bylo dla nas odpowiedniego rozmiaru. Spoko – chill – przeciez nikt nie przyjechal na Hel sie spinac, ale jak trwalo to za dlugo, to mnie to wkurzylo. Odpowiedz instruktora: idz sie poskarzyc do Ziomka. Wow. Zamiast do Ziomka, wystarczylo szybko zobaczyc co lezy na piasku, zagadac do innych i sie okazalo, ze mozemy cos wziac, bo bedzie wolne przez pol godziny. Na to on ze na pol godziny to sie nie oplaca. Jakoze ze grupa byla w piankach w 2 minuty, to laskawie weszlismy na wode – szlo na roznie, ale przynajmniej cos pocwiczylismy. W miedzyczasie nas instruktor w ramach ostrzenia cwiczyl swoje pozal sie boze railey i ciagle sie pytal jak nam sie podoba. Na moj komentarzy ze chyba deska wyzej w stosunku do glowy, to zdziwiony, ze kursant moze wiedziec jak jakis skok wyglada - sie obrazil

. Oczywiscie nie mam nic do instruktorow jak sobie czasem po skacza podczas szkolenia – przeciez nie szkola na godziny, a fajnie zaczac sie uczyc jak co wyglada, jak sie robi (i jak wygladaja gleby z bliska

. Chociaz uwazam, ze zamiast tego rozsadniej by bylo, gdyby kursant musial np. robic body dragi z deska. Skutek – po kursie jak dalej sama cisnelam starty, to bylo wracanie pod pod wiatr (walk of shame, haha) zapadajac sie po kolana w ostrygi, bo odplyw – az w koncu mnie na spocie spytal – robilas body dragi? – tak - to czemu sie nie dohalsujesz w gore z deska w reku? Na pewne rzeczy mimo, ze banalne, czlowiek nie wpada poki mu ktos nie podpowie.
Na pytanie o robienie tratwy, pan instructor tylko wzruszyl ramionami. Cale szczescie poszedl nam korek przy ktoryms przywaleniu o wode, wiec i tak musielismy zejsc laskawie wtedy nam pokazal jak ten latawiec w trapez zwinac.
Potem znowu nie wialo, ktos wyjechal, ktos sie uszkodzil i dostalam do pary duzo duzo ciezszego kolesia. Wialo grubo (nie pamietam ile), ale na tyle, ze przy rozmiarze ktory dostalismy (bo znowu nie bylo innego) wyciagalo mnie z wody i pod wiatr mnie ciagnal moj wspolkursant bo nawet ustac w zenicie nie moglam (nie zrazilo mnie to wcale, nawet mnie to jaralo i pokazalo co sie dzieje, z czlowiekiem jak jest przezaglowany). Jak jest czlowiek przezaglowany, to latawiec lakko na godzine nie sposob nie poplynac, wiec udalo sie pare razy w prawo, troche mniej, ale jednak w lewo tez i dziekuje. Ja na to, ze no chyba jeszcze z raz musimy wejsc na wode i pocwiczyc to co cwiczylismy na poczatku, ze przez zenit – nie. Ze te halsy pare metrow to chyba jakas lipa, ledwo tylek z wody wyjelam. Nie. Kurs skonczony. Spoko, to moze sie chociaz zleashujemy. Nie. Ze akurat ja bylam do latawca podpieta, to mowie skoro i tak schodzimy to jaki problem, ze tej zrywki uzyje. A on, ze jak chcemy, ale on tego makaronu rozplatywac nie bedzie. No to spoko – zerwalismy sie. W sumie wiele to nas nie nauczylo, ale przynajmniej zobaczylismy, ze ten latawiec rzeczywiscie spada. Tylko niestety nasz instructor nie zdarzyl na powiedziec co potem, wiec jedno latawiec pod pache, drugie bar i linki w garsc (no bo skoro i tak makaron) i na brzeg.
Probowalam przekonac szkolke, ze przyjade we wrzesniu dokonczyc kurs, ale niestety – kurs skonczony. Dlugo sie nie sprzeczalam, bo szybka analiza cen obozu studenckiego i mi wyszlo, ze przyjechanie, postawienie namiotu i zaplacenie za samochod, to niewiele taniej niz zaplacenie za kurs (ktory jest ponoc z wyzywieniem i plywaniem codziennie - jak wieje), mowie spoko – przyjade na oboz (mimo, ze studentem juz nie jestem, ale nie bylam jedyna dawno “po”) i pewnie wiecej sie naplywam i lepeij na tym wyjde. Jak na tym wyszlam to jest osobna historia, ale moj post i tak juz jest duzo za dlugi…
Inne sprawy:
- Byl w szkolce intruktor ktorego mozna bylo przekupic, zeby uczyc sie dluzej (!!!)
- Byl w szkolce instruktor, ktory bez zjarania joint’a na wode nie wychodzil
- Byly w szkolce pianki – dziurawe i obszczane, plus brakowalo rozmiarow. Pewnie rozmiary byly, tylko oboz mlodziezowy sobie kitral do namiotow. Mozliwosci wyplukania pianki po zajeciach po sobie nie bylo. Niby slodka woda, ale chyba nastepnej osobie lepiej bedzie sie zakladalo niezapiaszczona pianke
- Na kursie ani razu (ani razu) zadne z nas samodzielnie nie wystartowalo ani nie wyladowalo kite’a. Nawet o wystartowanie kite’a nasz instructor prosil innych instruktorow. Wiec po zakupie kite’a to byl moj pierwszy raz kiedy sama napielam linki, musialam wyczuc gdzie jest krawedz okna i z nieukrywam lekkim niepokojem wystartowac kite’a.
- Byli tez w szkole rewelacyjni instruktorzy, z ktorymi mam do dzis kontakt
- Atmosfera na bazie: super!
Resumujac: czy polecam te szkolke – mimo wszystko tak, bo:- Nie mam porownania do innych szkolek kite’a w PL, wiec moze to jest polski “standard”
- Pianka? No coz, zenada, ale i tak zamierzalam plywac, wiec przejazdzka na MM i tam szybki zakup w promocji i po sprawie.
- To ze moj instructor byl jaki byl, to nie znaczy wszyscy w tej szkolce tez tacy sa. Mam kilku znajomych ktory byli z wake.pl zadowoleni (tez mieli swoje pianki

- Atmosfera – super
-
ZAJAWKA ZOSTALA i JAKO TAKIE PODSTAWY DO DALSZEJ NAUKI TEZ (a o tym co zrobic po zrywce, jak startowac kite’a, i ze zenit to wcale nie najbezpieczniejsze miejsce, dowiedzialam sie z forum, ksiazki i znajomych).
Szkolka jest wazna, byle w nauce nie przeszkadzala. A jak sie ma zajawke, to wszedzie sie da. Tylko trzeba chciec.