Pierwsze kroki, pierwsze wnioski o Kitesurfingu

Forum dla początkujących
groszkin
Posty: 223
Rejestracja: 11 maja 2007, 12:14
 
Post04 sie 2007, 21:34

Kitesurfing, widzialem juz dawno w telewizji, super. Chcialoby sie sprobowac, ale na wschodzie polski malo kto o tym slyszal, poza tym jest snowboard i na razie bardzo cieszy, a na wszystko trzeba kasy. Jestem w Hiszpanii, Erasmus!!! Nie potrzeba nic innego bo jest przeciez fiesta, poza tym mala kontuzja po koszykowce, boli kolano. Zachcialo sie zobaczyc poludnie i trafiam na Tarife, wow, niesamowite. Kurs 4 godziny tylko 100Euro, moze jednak sprobowac, zawahalem sie za bardzo, brak zdecydowania. Mija kolejny rok, coraz wicej ludzi o tym gada, co raz wiecej zaczyna to robic. Pelna determinacja, przede mna kolejne 3 miesiace na slonecznym polwyspie, rzut kamieniem od morza. Kasa jakos sie znalazla, nawet na dodatki, chwale sie wszystkim co kupilem, niektorzy reaguja pozytywnie z zazdroscia w oczach i a inni robia mine, jakby ich zgluszono mlotkiem bo nie maja pojecia co to jest kitesurfingu,hmm.

Napalony ma maxa, ale tutaj pierwsza i wciaz wracajaca niczym bumerang lekcja cierpliwosci. Brak nauczyciela, samemu nie da rady, jechac nad morze na kurs nie ma czasu. niedlugo jade do Hiszpanii tam poplywam az sie znudzi, znalazlem juz szkolke na miesjscu i elegancko. Nadchodzi kolejne roczarowanie, w Katalonii nie mozna plywac na kite przez 3 letnie miesiace, zeby nie pozabijac ludzi na plazy, w sumie nawet gdyby sie chcialo, to trzeba byloby wymyslec jak tu odpalic ten przeklety latawiec, kiedy na plazy jeden na drugim juz chce sie klasc bo miejsca nie ma.
Alez to uczy pokory, sprzet gotowy, wiatr chula, morze widze przez okno, a tu trzeba jechac 100km do miejsca gdzie policja nie gania kitesurferow i gdzie poczatkujacy nie powybija ludzi na plazy. No, cierpliwym trzeba byc!! W koncu, po dwoch miesiacach wyciagam kite z szafy i laduje do auta. Pierwsza lekcja, wiaterek ok, kontrola latawca calkiem prosta, na dodatek instruktor mowi, ze idzie mi bardzo dobrze, juhu to jest to. Czasami spada i wali o wode, hmm chwila zastanowienie, skoro place 25E na godzine moze lepiej by niszczyc czyjs inny sprzet a nie swoj, a ze swoim przyjsc na gotowe, z drugiej strony, trzeba bylo kupic sprzet wczesniej i przywiezc ze soba bo trudno byloby kupic nowy, moglby dac jaks znizke jako ze dobijam swoja wlasny latawiec. No nic, idzie dobrze, biore deche, prawie udaje sie wstac, podplywam kawalek i padam, zmeczony, ale nic, bylo niezle, pierwszy dzien, po dwoch godzinach z latawcem w reku udalo sie stanac na nogi!! Juz sie nie moge doczekac na kolejny dzien! Ale znowu wraca fala cierpliwosci i czekanie do nastpnego dnia wolnego od pracy.
Jestem znowu, huhu, niezle wieje, mnostwo ludzi. Jestem sam, bez instruktora, mowil, ze moge byc juz sam, ale chwila, montuje sprzet i cos nie bardzo wiem jak z tymi linkami, na plazy, -my nie wiem, dopiero zaczynamy- bow? nie mam o tym pojecia, spytaj kogos innego. No ale nic, probujemy, latawiec wypala, ciagnie mocno, zero kontroli, wali o wode raz, drugi, spada blisko ludzi, o kurde niebezpieczne, nie wiem co sie dzieje, poprzedniego dnia byla pelna kontrola, a teraz malo co z nim nie odlatuje. Chyba trzeba bylo wziac jeszcze instruktora z jego latawcem, no ale coz, chcialo sie zaoszczedzic, a poza tym dzisiaj nie mogl, a cierpliwosci granica zostala siegnieta. Odpalam bezpieczenstwo bo juz kompletnie nie moge sobie poradzic i prosze jakiegos kolesia zeby zlapal latwiec. dzieki stary! I znowy kolejny raz wraca- cierpliwosci!! Slonce smali w plecy, ale dzielnie rozplatuje linki, juz ponad godzine. No coz, tez lekcja, trzeba umiec rozplatywac, a moze lepiej uczyc sie nie platac? Kolejna proba, jakis kolezka co ma wiecej pojecia, zdecydowal sie pomoc, mowi ze troche malo powietrza, puszcza latawiec i zaraz znika, nie placisz to nie mozesz wymagac, kazdy ma swoje zajecia, a poza tym skoro juz tu jest to nie ma checi tracic czasu na uczenie kogos za friko, zrozumiale. Latawiec ma malo powietrza, nie daje sie kontrolowac. Kolejna platanina, juz nie mam sily...w morde przyjechalem super wiatr, ale bez nauczyciela spedzilem pare godzin rozplatujac linki i smazac sobie plecy! Wracam do domu juz nie mam sily!
No i znowu, cierpliwosc, hmm...moze to i dobrze, nigdy cierpliwy za bardzo nie bylem, moze sie w koncu naucze. Trzeba pracowac, nie ma jak pojechac probowac plywac, ale juz niedlugo jeszcze kilka dni i weekend. Jade znowu, w morde, klimatyzacja wszechobecna i sie rozchorowalem, ale nic, mam dwa dni wolne w tygodniu musze jechac plywac bo inaczej dostane swira! Jestem na miejscu, ale co to...? nikogo nie widze, sobota, wszyscy powinni juz dawno smigac, aha, karamba! nie ma wiatru. Badz cierpliwy, z tym wiatrem nawet nie podniose latawca. Jutro niedziela, prognoza nie mowi nic dobrego, a w tygodniu praca. Chyba lepiej wyrzucic wszystko o kitesurfingu z kompa i zapomniec o nim przez tydzien i przypomniec sobie w kolejna sobote rano!

Wróć do „Pierwsze Kroki”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 58 gości