Piotrekb pisze:Ale czy w tym przypadku deski nie powinniśmy potraktować jak zacumowanej łodzi ew falochronu? Przecież to nie płynąca deska uderzyła w stojącego na wodzie windsurfera tylko odwrotnie...![]()
może jest już zbyt późno ale nie do końca łapię tok rozumowania
Wybacz ale jednak nie łapiesz.
W przypadku wypadku np z falochronem, falochron nie jest winny bo między innymi:
- został zaprojektowany, wybudowany i odebrany zgodnie z obowiązującymi przepisami hydrobudowlanymi,
- dzięki jego istnieniu port, plaża, marina może bezpiecznie funkcjonować, ludzie pracujący w nim uzyskiwać środki na życie a cały region może być zaopatrywany w dobra transportowane wodą lub żyć dzięki rekreacji,
- jest stacjonarny jak tylko może być stacjonarne milion ton betonu lub setki pali wbitych w dno,
- jest oznakowany na mapach nawigacyjnych, żeglarskich, turystycznych.
- chroni brzeg przed erozją.
Czy któryś z powyższych punktów pasuje do Twojej zagubionej, porzuconej i dryfującej deski?
Dryfująca deska, podobnie jak inny dryfujacy obiekt, stanowi zagrożenie dla innych. A Twoja deska to udowodniła.
Inny przykład.
Właściciel mariny nie dba o stan kei. Sypią się z niej drewniane konstrukcje. Jedna odpada, dryfuje, wpływa w nią jacht wchodzący do mariny, jacht dziurawi pechowo poszycie, tonie. Całkowita wina żeglarza, że nie zauważył niebezpieczeństwa? W izbie morskiej dostałby parę procent jeśli udowodniono by mu, że wpływał na zbyt dużej prędkości, nie zachował należytej obserwacji itd. Jednak zawsze ponad 51% winy będzie wisiało na właścicielu belki, mimo tego, że mógł być w tym czasie na Hawajach.
Po to w cywilizowanym świecie istnieją polisy OC.
boldek pisze:Marku - mam wrażenie, że jedna Twoja odpowiedź mija się z drugą. Raz stwierdzasz winę kajciarza i jego deski leżącej w wodzie po upadku, a brak winy po stronie płynącego WS'a. Innym razem jak Piotrek pisze o płynącym kajciarzu i stojącej w wodzie łódce, to już wina kajciarza... Jak to interpretować?
Kajciarz, tak jak i każdy inny użytkownik wody, odpowiada za swój sprzęt w 100%
Jeśli go zgubi (nie ważne w jaki sposób) to ewentualne szkody są jego winą (jeśli nikt inny nie maczał palców w losach dryfujacej deski)
Żeglarz kotwiczący w miejscu niezakazanym nie może być odpowiedzialny za innego żeglarza, który w niego wjeżdża. Co w tym może być niezrozumiałe?
Jak ktoś nie używa lisza i wypnie mu się latawiec przy plaży powodującej spustoszenie wśród ciężarnych matek mających "zlot siódmego miesiąca" to wina jest kogo?
- organizatora zlotu ciężarnych matek?
- tych którzy je zapłodnili?
- właściciela plaży, że ją zbudował umożliwiając na zlecenie się ciężarnych matek?

Nie ma w tym dwuznaczności. Jest tylko prosta logika, historia i praktyka ludzkiej działalności na wodzie oraz rozłożenie odpowiedzialności użytkowników wody w sposób pozwalający na bezpieczne funkcjonowanie na wodzie. Woda to nie dżungla - tutaj obowiązują również pewne pisane przepisy a mam wrażenie że brać kajciarska zachowuje się jakby jeszcze do niej to nie dotarło

apek pisze:Brniesz dalej...
odechciało mi się "brnąć"
