Wczoraj w miedzykach po 20 minutowym lataniu bo wiatr zdechł przeniosłem się na z góry upatrzona pozycje- KOC. Kajciarze sie raczej zwinęli a ja oglaałem gościa chyba na ozonie który z 1km od plaży miał jeszcze całkiem dobre noszenie. wygladał na obytego bo nawet sobie troche poskakał.
Zaczałem zbierać sprzęt i straciłem go z oczu. gdy skończyłem zbieranie okazało sie ze latawca juz nie widać. Z takiej odległości nie widac tez czy wystaje gdzieś deska czy głowa. Latawiec wolno dobijał się do brzegu ale nic dziwnego bo wiatr był raczej do brzegu jeśli wiał. Wyglaał jednak z tej odległosci bardziej jak kalafior niż jak latawiec.
Z pomoca z brzegu buło cięzko bo nie dałbym rady bez niczego wypornosćiowego dopłynąć tak daleko a na kite zeby dopłynac do niego wiatru było duzo za mało.
Generalnie chciałem juz kogos ewentualnie powiadomić żeby to pływanie kontrolował no ale jak podpłynał blizej troszke to zobaczyliśmy głowe która ciagnie latawiec juz ponoć po płytszej wodzie. no to looz poprosiłem baramana zeby kontrolowal jak mu idzie lot do brzegu i w razie czego żeby zareagowali.
Moje pytanie jest. Dzwonic czy nie dzwonić. W jakich wypadkach moge dzwonić. Kto zapąłci za akcje? No i jak stwierdzic czy gosciowi potrzebna pomoc czy nie? Może poradzi sobie sam? może nie?? Nawet jesłi widze że płynie to nie wiadomo czy moze nie jest juz wyczerpany bo płynie 20 minut albo czy nie złapał go skurz. Póki trzyma kite raczej nie utonie ale kij wie czy kite jest cały

Doradzcie coś może są jakieś zasady postępowania o których nie wiem.
Może sam zainteresowany to czyta i podpowie jak wygladało to z jego perspektywy.
Pozdrawiam