Elo!
Przyznaję się bez bicia - to moja przygoda, ta "z innego kampingu".
Cud, że żyję i to mnie cieszy.
Pełen wstydu za odwaloną amatorkę opisze jak było - może komuś to pomoże
Cała akcja to ewidentnie mój błąd - schodziłem już z wody (wiało już słabawo - tylko niektórzy próbowali na 18 - stkach(!!!)). Stwierdziłem, że walnę sobie jeszcze jeden anemiczny halsik do brzegu, spakuję graty, wisadam do fury i do domu. Machnąłem jak trzeba latawcem, w tym momencie deska odpaliła nadspodziewanie szybko, momentalnie byłem już przy trzcinach, hamowanie, nerwowe odkręcenie latawca na drugą stronę (18 potrafi wygenerować dużo mocy "z niczego"), gleba do wody, ciągnie mnie. Byłem przekonany, że bez problemu postawię latawiec do zenitu, ale w trzcinach były ukryte 2 deski z żaglami, zasłoniłem ryja żeby nie oberwać i w tym samy momencie pociągnąłem bar tak, że latawiec fiknął kite loopa (DR mówi, że łacznie 3), no i w tym momencie było już konkretnie nieciekawie i przede wszystkim szybko: wyciągnęło mnie na jakiś gruz w wodzie, wtedy "wyszedłem" z trzcin i zobaczyłem ten cudny płot - palisadę, oddzielający CH6 od reszty świata, tu myślałem, że już jestem martwy i z tego nie wyjdę, nabiło mnie na w/w płot i wtedy dopiero się wypiąłem. Uratowało mnie to, że na płocie zablokował się bar: rozprułem sobie dłoń i nabiłem się klatą na wystający pręt zbrojeniowy (!)
I jeśli ktoś myśli, że można było się wypiąć wcześniej, to ma rację tylko częściowo - nie było czasu, po prostu...
Ciekawe jest to, że po takiej akcji kompletnie nie czuje się bólu - dziwnie było się oglądać i sprawdzać czy np. ma się wszystkie palce;)
Dzięki wszystkim który pomogli: lekarskie małżeństwo z Niemiec, ekipa Kite.pl, dr i cała reszta
Gratulacje dla tych którzy ten cholerny płot-rożen tam założyli - extra pomysł.
Pozdro
mass
PS. min. 1 miesiąc sezonu, że tak powiem, mam teraz w pompie