Tulum stanowi dobrą bazę wypadową do większość atrakcji na Riviera Maya. Jedną z nich jest położona pośrodku Riviera Maya miejscowość Playa del Carmen. Większość przewodników opisuje to miejsce jako spokojną odskocznię od głośnego Cancun, z lekko hippisowskim klimatem. Cóż, chyba właśnie te opisy zwabiły tam wielkie tłumy turystów i zrujnowały ten klimat. Teraz jest tam tłoczno, drogo i nieciekawie.
Jedynym interesującym elementem jest charakterystyczna brama przy wejściu na główną plażę:
My długo tam nie zabawiliśmy i wsiedliśmy na prom na wyspę Cozumel. Promy odchodzą co pół godziny, więc nie trzeba specjalnie planować takiej wycieczki.
Razem z nami płynęła trumna
Z promu w oddali widziałem, że ktoś pływał w PDC, ale ja liczyłem na wave na wyspie.
Cozumel odwiedziliśmy w konkretnym celu – przejechać się dookoła wyspy w garbusie cabrio Samochód zarezerwowaliśmy jeszcze w Playa Del Carmen, żeby na miejscu oszczędzić czas. Chyba trochę niepotrzebnie, bo na miejscu jest mnóstwo punktów oferujących wynajem różnego rodzaju pojazdów.
Nasz garbus okazał się kompletnym złomem: brak klaksona, pasów i… hamulców Hamowaliśmy biegami, a niesprawny prędkościomierz pokazywał ciągle 160kmh (GPS zmierzył max 80)
Miało to wszystko swój urok.
Cozumel
Wyspa, jak to wyspa, obsługuje więcej kierunków wiatru niż stały ląd, w tym najczęściej wiejce NE. Na wschodniej części wyspy robią się większe fale i jest kilka szkółek surfingu. Szkółek kite ani innych kiter-ów nie znalazłem.
Ja pływałem na pierwszym znalezionym spocie i było... średnio. Falka raczej mała, wiatr dziurawy i za słaby na 11m i tt. Ogólnie bez szału, więc i sesja króciutka:
A po pływaniu pojechaliśmy na drinka do Reagge baru:
Samochód oddaliśmy po zmroku:
I obserwując wielkie wycieczkowce wróciliśmy promem na stały ląd.
Po powrocie śmierć zajrzała nam w oczy!
CDN