Po drodzę wszystko wsakzywało na to, że całe paliwo spali się na marne
Jednak już na miejscu nie było tak najgorzej od 8-12 węzłów, wyglądało nieźle...
Oczywiście jak na Zegrze przystało tuż po wystartowaniu kajta okazało się, że ledwo mogę odpłynąć od brzegu a po krótkiej chwili straciłem ok 100metrów wysokości. Niestety ze względu na uroczą, osłoniętą słomianą matą barkę, druty energetyczne i drzewa nie było mowy o powrocie "pod górę" brzegiem czy głęboką wodą
Przez następną godzinę ( ~16:00-17:00 ) zrobiłem ok 20 trójkątów kajciarza - nie mogłem jednak wrócić do miejsca z którego wyszedłem
Niestety w zasięgu wzroku nie było też nikogo, kto złapałby mi kajta
W pewnej chwili jednak wiatr lekko odkręcił i zawiało znowu ok 12 węzłów
Już pierwszym halsem wróćiłem do miejsca startu i przez następne pół godziny zrobiłem kilka konkretnych trików, jak 720 board off, wizard, kick flip, foot offy... Warto było pomęczyć się tą godzinkę, żeby później nacieszyć się kilkoma dobrymi lotami
P.S.
W penym momencie...patrzę, a nad wodę podjeżdża fura z parkingu mojej uczelni koleś zaczyna (jak ja lubię ten zwrot ) dymać kajta...
Okazało się, że mam w szkole nowego kolegę-kajciarza, który pierwsze kroki robił w majówkę w tym roku.
Spotkajmy się nad zalewem , północne wiatry są całkiem spoko, bo wiatr przechodzi przez cały Zalew i jest w miarę równy.
cH