Jakoś ciężko mi się zebrać do tej relacji. Może najpierw wrzucę fotki z małym opisem a potem coś napiszę grubszego.
Koh Samui – to wyspa tajska na wschodnim wybrzeżu, około godziny lotem z Bangkoku, 20x20km z górkami sięgającymi powyżej 600m npm.
Wyspa w ciągu ostatnich 30 lat stała się kombinatem turystycznym na podobieństwo Phuketu.
Zamieszkała praktycznie jedynie wzdłuż wybrzeża. Nie udało nam się przejechać skuterami przez środek wyspy. Można ale trzeba mieć quada lub offroada.
Zdecydowałem się tutaj uderzyć na foila. Zabrał się ze mną funfel i jego rodzina. Witu poszedł va banque: nie zabrał żadnej innej deski tylko foil z założeniem, że nauczy się lewitowania na kajcie.
Plan był taki, że tydzień jesteśmy na Samui a na drugi tydzień uderzamy na Phangan – sąsiednia wyspa słynna z Full Moon Party.
W pierwszym tygodniu wylądowaliśmy w przeciętnym hotelu Samui Orchid Resort na SE rogu wyspy przy największym spocie KS na wyspie:
http://locations.splocs.com/windsurf/lo ... beach.htmlPierwszy luk na spot i wydawało się, że jesteśmy w raju. Niestety pierwsze jazdy odkryły słabość spotu – za mało wody dla początkujących wodolociarzy, onshore wiatr, nieprzewidywalne pływy i pełno rozsypanej rafy w lagunie. Mimo tego popływałem, bo znalazłem przesmyk gdzie uciekałem za rafę gdzie spędzałem całą sesje. Witu natomiast nie miał jak się naumieć w tych warunkach. Objechałem wyspę z wody i skutera i znaleźliśmy jedyny spot nadający się jako tako pod foila na SW narożniku wyspy przy 5* hotelu Conrad i w pobliżu oficjalnego spotu:
http://locations.splocs.com/windsurf/lo ... t_bay.htmlPrzez 3 dni dojeżdżaliśmy skuterami targając ze sobą deski i fiole.
Zrobiliśmy wywiad i okazało się, że Koh Phangan w ogóle nie nadaje się na foila bo jest jeszcze płytsza rafa.
Zdecydowaliśmy pozostać na Samui i przenieśliśmy się do hotelu Centra, z którego ruszaliśmy na wodę. Jaka ulga! Sprzęt trzymaliśmy 20m od plaży.
Tutaj nastąpił przełom Wita i po długiej aklimatyzacji na szerokiej desce foil 55cm szybko opanował lewitację.
W międzyczasie ja husałem pomiędzy południowymi wysepkami:

Zebrałem trochę materiału foto-video z pływania, zrobiłem sesję foto nowych skrzydeł Mosesa i swoich desek BraCuru, poskakałem jak głupi i nawet przypomniałem sobie, że kiedyś byłem zapalonym kiteloopowcem i zacząłem trzaskać KL jak nieprzytomny.
To tak ogólnie. Jak macie jakieś pytanka to walcie a teraz zapraszam do foto-relacji.
Typowe wysepki w okolicach Samui:

Ładna plażyczka na ładnej wysepce:

Basen Samui Orchid Resort z widokiem na spot:


Basen Centra Coconut Hotel z widokiem na spot:

Basenik Centra Coconut Hotel z widokiem na pokoje. Genialny pomysł – każdy mieszkający na parterze miał raptem 5 metrów z wyrka do basenu długości olimpijskiej:


W hotelu Orchid mieliśmy 30m od naszego pokoju sąsiada z którym spotkanie było dla mnie poruszającym przeżyciem:

Bardziej słodki był kolejny brzdąc-sąsiad. Zobaczcie na moją szczęśliwą gębę:

Po wyspie poruszaliśmy się skuterami a czasami braliśmy taxi np. z taką rejestracją:

Napędzanymi paliwem z takich stacji:

Paśliśmy się w takich knajpach:

Takimi potrawkami:

Albo takimi:

Ale w niektórych knajpach trzeba było zachować podstawowe normy BHP:

Szwendaliśmy się po dżungli:

Albo pod taki paprotkami:

Lub po wodospadach:

Gdzie członkowie naszej ekipy naciągali sobie w różny sposób kończyny:

I zdarzyło nam się pożeglować inną krypą niż foilboard:

O klimacie napiszę później a teraz powiem, że strasznie dokuczliwe było słońce. Dosłownie wysuszało:

Na miejscu poszukują każdej maści elektryków, bo na samym początku turystycznego boomu pogubili się w kablowym gąszczu:

Happy Two:

Głównie jednak było pływanko. Wiało 24h na dobę. Od 10 do 18kts. W godzinach 1200-1700 najmocniej.
Krzysiu-instruktor z Małego Morza (dzięki za super naprawę skrzydła!) pływał nawet o 2200 – 3 godziny po zachodzie słońca.
Another Happy Two:

Typowe tło:


Moje nowe „córeczki”:


Trochę poskakawszy:

I pokajtlupiwszy:

Jestem już wyczerpany i robię sobie przerwę. Filmiki za 3 tygodnie. Moja subiektywna ocena wkrótce.