ODCINEK III
Sroda
"Czlowiek nie jest stworzony do kleski. Mozna go zniszczyc ale nie pokonac."
Taki oto aforyzm czekal na mnie przy porannej herbacie. Wytarty zasakrowany przez pop kulture Hemingway pasuje do dzisiejszego dnia jak ulal. To wlasnie dzis, w samo poludnie mamy odebrac samochod i ruszyc w dalsza droge.
Po 7 nocach i 6 dniach przyjdzie nam opuscic balatonskie wybrzeze pelne slonca, niedobrego zarcia, kilku ladnych par damskich piersi i posladkow wystawionych do slonca; tabliczek "Wir sprechen deutsch" na kazdym domu; plazowych sprzedawcow kukurydzy, ktorych niemal koscielny yaspiew "Kokourica, Mais bitte!!!" bedzie dlugo kolatal mi sie po glowie; ochydnej baby, ktora nie chciala mi pozyczyc roweru; braku czytnikow kart kredytowych; uczynnych czechow; spoko i nie-spoko polakow; grubych niemcow w ich wypasionych camperach; niezrozumialego jezyka i sanitariatow pamietajacych czasy ksiecia Franciszka II Rakoczego.
Niestety, Wasacz w warsztacie powiedzial ze samochod odebrac mozemy dopiero o 17 (a nie o 12 jak to bylo w planie). Tak wiec wyruszenie tego dnia nie wchodzilo w gre...
"Chill Out And Let It Flow"
Pani Leeloo (zrodlo: kiteforum.pl)
Te slowa Leeloo towarzyszyly mi caly tydzien nad tym cholernym Balatonem. Powtarzalem je sobie jak mantre. Bede musial sie chillowac jeszcze jeden dzien. Ehhh czlowieka chyba jednak mozna pokonac...
Czwartek
Czwartek spedzilismy w podrozy. Do Zagrzebia lal deszcz, potem zmienil sie krajobraz i pogoda. Nowa autostrada wiedzie (z dwiema malymi przerwami) od granicy az do Splitu. Dlaczego my tak nie potrafimy!!!
Do Splitu dotarlismy ok 17 i od razu wskoczylismy na prom do Supetaru na wyspie Brač. Potem szybko przeskoczylismy do Bolu i zaczelismy szukac campingu polozonego najblizej kitowego spotu. Niestety okazalo sie, ze tak latwo to nie bedzie. Nad brzegiem moza nie ma zadnych kempingow. Poszukalismy wiec takiego, ktory bylby mniej wiecej w tej samej odleglosci od centrum i od spotu. Rozbilismy sie na campingu METEOR (5-10 minut dojscia). Mieszkanie tutaj bardziej przypomina wizyte u ciotki i wujka gdzie przy okazji spotkala sie reszta dawno niewidzianej rodziny. Duza wspolna kuchnia i jadalnia gdzie wieczorami wszyscy przygotowuja sobie jedzenie. Caly kemping oplywa w zieleni oliwek, winogron i bluszczy, ktore daja kojacy cien. BOMBA. Pierwszego wieczoru zrezygnowalismy jednak z "rodzinnej" kolacji i popedzilismy na cos dobrego do knajpy.
BOL jest mega turystycznym wypasem. Sklepiki, knajpeczki, chilloutowe bary, uliczni grajkowie, marmurowa promenada, ludzie, duzo ludzi. Ponadto cale miasto zyje olimpiada. W kazdym barze jest conajmniej maly telewizorek a w tych bardziej wypasionych stoja ogromne plazmy.
Zoo Station, Yellow Cat Kiteboarding area
To chyba najmniej przyjazny spot jaki do tej pory poznalem. Kamienista plaza (kamienie duze i czesto ostre), gdzieniegdzie wystajace skaly. Plaza raczej mala, zero plycizny. Gospodarze spotu staraja sobie radzic jakos z tymi niedogodnosciami. Na kawalku plazy rozlozyli wykladzine, na ktorej mozna napompowac kajta a w odpowiedniej odleglosci na wodzie postawili platforme do startu (ok. 4x4 m.), do ktorej mozna doplynac i wystartowac kajta.
Pracownik szkoki, nazwijmy go roboczo "murzynkiem", powiedzial, ze najczesciej wieje sideshore od strony Zlatnego Ratu i trzeba sie tam od Zoo Station podhalsowac zeby miec wiatr najrowniejszy i najmocniejszy. Niestety ladowanie na Zlatnym Racie zabronione, ze wzgledu na bezpieczenstwo plazowiczow. Sam Zlatny Rat to nic innego jak drobno kamienisty cypel (ala Rewa) wychodzacy w morze, ale 2-3 razy krotszy od rewskiego. Chyba najbardziej przereklamowany produkt chorwackiej turystyki.
SOBOTA
W sobote mialem okazje przetestowac jak to wszystko dziala bo ok 16 zaczelo dmuchac. Tak akurat na 16, chociaz Murzynek mowil, ze nie dam rady na 16. Mylil sie. Platforma sprawdza sie super a Murzynek jest szalenie pomocny, tylko ze ta 16 nie miescila sie na tym kawalku wykladziny na brzegu...
Na poczatku plywalem zdepowerowany ale jak sie oplywalem to odpuscilem depower i zaliczylem kilka konkretnych lotow. Krawedziowanie ulatwial mi fakt, ze mialem na nogach swietna deske produkcji Apache_board 128x40 model FIREBALL. Czuje sie na niej jak w cieplych bamboszach.
W momencie startu plynalem w kierunku wyspy Hvar i nie bylo w tym nic nadzwycyajnego bo do tego widoku bylem juy przyzwycyajony ale jak zrobilem zwrot to oniemialem. Wyspa Brač urosla przed moimi oczami. To byl szok. Nie widzialem ludzi tylko te niesamowita wyspe, ktora teraz poraz pierwszy moglem zobaczyc w calosci, z odleglosci. To byla jedna z tych chwil kiedy czlowiek wierzy, ze wszystko bedzie OK i ze wybranie sie tutaj z kajtem to byl zajebisty pomysl.
------
Dzisiaj powtorzylo sie to samo. O 16 wlaczyl sie wiatr a ja do 19 sobie poplywalem ale juz bez wykladziny i platformy bo Yellow Cat zakonczyl dzis sezon. Dodam jeszcze tylko, ze za stawianie, kladzenie, rescue i przechowanie bagazu Murzynek liczy sobie 50 kun czyli jakies 26 zeta...
I dodam jescze, ze gdy dzisiaj startowalem z glebiny i pomagala mi zona to murzynek sie nie ruszyl zeby pomoc. Murzynek byl nieoplacony.
Jutro wyruszamy do Viganij na Plejesacu. Trzymajcie za nas kciuki.
POZDRO