Wygląda na to, że sprawa wbrew pozorom jest poważna - np. podręczniki samolotów uwzględniają dość spore różnice długości pasa startowego dla różnych temperatur.
Nie wiem, czy za bardzo nie uprościłem, ale zakładając, że powietrze jest gazem doskonałym, słuszne będzie równanie:
pV = nRT
(p - ciśnienie, V - objętość, n - liczba moli substancji, R - stała proporcj., T - temperatura)
Chcemy poznać gęstość - będzie proporcjonalna do n/V. Wychodzi:
n/V = p/RT
czyli gęstość r ~ p/T
Zakładając, że w zimie i w lecie liczymy gęstość przy tym samym ciśnieniu:
r ~ 1/T
Czyli gęstość jest odwrotnie proporcjonalna do temperatury (wyrażonej oczywiście w kelwinach).
A więc porównując zimę z latem przy tym samym ciśnieniu mamy:
rZ / rL = TL / TZ
TL - temperaturę w lecie - przyjmijmy za 27 st. Celsjusza, czyli ok. 300 K.
TZ - zimową - przyjmijmy na -13 st. C (brrr!), czyli ok. 260 K
Po przeliczeniu (o ile wszystkie moje założenia były słuszne), wychodzi że gęstość powietrza zimą będzie ok. 15% większa niż latem. To oznacza 15% większą masę -> 15% większą energię przy tej samej prędkości wiatru.
Mam nadzieję, że się nigdzie nie walnąłem. Sorry, jeśli kogoś fizyka przyprawia o mdłości

Wiem, to nie są rzeczy dla normalnych ludzi - ale wcale się za takiego nie uważam
