Ogolnie lalo caly czas, no dobra prawie caly. Wialo roznie, wiecej, mniej, albo nic, chlopacy nie schodzili srednio ponizej 12stek. Zimno i morko, bleah! Generalnie jestem w podziwie dla wytrwalosci, bo caly dzien w mokrej piance w taki ziab to jakas traumatyczna przygoda.
Heat siodmy bylo rekordowo wiele razy przerywany i rozgrywany, osotatecznie w calym zamieszaniu nie wiem kto przeszedl dalej:) Jak na razie wyloniono 16 uczestnikow, ktorzy beda jutro od 9.30 walczyc dalej. Oczywiscie Marfi byl przykejony do akwenu i zadna sila nie moga go sprowadzic na brzeg, gdzie wiernie kibicowalal mu Benek (dzis jakos wyjatkowo spokojny)
Hitem byly beczki w ktorych palono drewno i cos sie dalo zeby ogrzac zawodnikow, klimat a la amerykanskie slumsy

a goraca herbata rozchodzila sie w zastraszajacym tempie.
Osobiscie wracalam samochodem juz bez spodni, bo bym zalala cale auto, suchy mialam chyba tylko stanik, koniec swiata z ta pogoda mowie wam
