Nie wiem czy będzie to historia prawdziwa do końca, ale jest taka w jaką ja wierzę.
Z Jankiem Lisewskim widuje się od lat na przypadkowych spotach generalnie w Polsce.
Przez te lata walczyliśmy kilkukrotnie przeciwko sobie w zawodach fs, race. Oczywiście o pudło. Potem Janek awansował i będąc sędzią zawodów



Przed wyzwaniem jakim był Baltyk, napisałem do niego. Jasiu, wróć. Tylko tyle.
Obiektywna ocena wykonania, pomysłu i człowieka czyli Janka Lisewskiego w kontekście rozdmuchanych przez internet opinii jest nie możliwa. Fakty są pomieszane z konfubulacjami internautów podsycane bzdurami pisanymi przez amatorów. Prawdy o jego rejsie nie dowiemy się nigdy i jest ona nam nie potrzebna. To co się stało stanowi odpowiedz na sposób jego przygotowania, jego zalety i błędy w każdym wymiarze. Dokładnego rozpoznania akwenu, urządzeń technicznych wspomagających, systemów ratunkowych, sprzetu.
Niezależna ocena pomysłu niestety nie jest niezależna. Na potrzebe zmierzenia się z kolejnymi morzami Janek patrzy na to inaczej niż ja, a ja z kolei inaczej niż grupa aktywnych inaczej na kf. Inaczej sternik jachtowy przemierzający w bezwietrznych warunkach Mazury, inaczej sternik morski itd. Tak więc po co to robić.
Ocena człowieka to już b delikatny temat. Brak zrozumienia pomysłu, własne uprzedzenia do osoby Janka koślawią ten obraz, a upublicznianie tym samym własnych ocen jest nie uczciwe.
Historia pokazuje, że Janek Lisewski nie jest zwykłym amatorem kitesurfingu. Dla większości internautów stanowi relikt niepoznanej na szczęście historii. Bo on ją ma, w przeciwieństwie do całej masy wypowiadających się na kf. Nie jest to oczywiście wada internautów, ale jest zaletą Janka, o której nie można tak po prostu zapominać ,realizując własne pomysły na jego ocenę. W czasie stanu wojennego Janek 2 krotnie uciekał z Polski do lepszego wtedy swiata, trafiając do wiezienia i raz będąc internowany. Pierwszą ucieczkę podjął mając 17 lat. Śmiem się domyślać, że już wtedy przejawiał pomysły na zdobywanie świata. Już wtedy było to kosztem zdrowia i życia. To nie próby samobójcze i parcie na szkło go do tego zmusza. Janek realizuje wcześniejsze marzenia , może o wolności rozumianej w sposób trudny teraz do wytłumaczenia. Oceniając Janka z naszego własnego pkt widzenia popełniamy prosty błąd próżności i wiary we wlasną rację.
Historia Janka uczy wiary w przypadek i szczęście w koleżeństwo i przyjażń, w durnotę i kłamstwo w przewrotność i nie uczciwość, w zazdrość i zwykłe chamstwo. Jest lekcją dla tych starszych , ale przede wszystkim młodych. Starszych, że mają jeszcze co robić w swojej walce o młodych, młodych, że świat luster, fleszy i internetu nie jest tak naprawdę swiatem ich marzeń.
Osobiście dziękuję tym co z zainteresowaniem śledzili losy Janka, tym co apelowali, krzyczeli, kopali po jajach na lewo i prawo w nadziei, że uratują życie. Nie macie czego się wstydzić. Janek żyje dzięki Wam. A nawet jeśli zamkną wszystkie spoty i wsadzą do pierdla wszystkich surferów i nie będzie żadnych zawodów w naszym pięknym kraju to macie chodzić z podniesiona głową. Warto było ratować każde życie nawet to tak szalone, albo to szczególnie.
Jak sobie pomyślę o wojnie Polsko-Egipskiej, Polska-Arabia Saudyjska, o pisanej poprawności politycznej o bezpieczeństwie narodowym, o durnocie dziennikarskiej. Jak sobie pomyślę o specjalistach do spraw bezpieczeństwa na wodzie, którzy nie mieli dość odwagi aby wypowiedzieć się w tej sprawie w czasie odbywających się w Polsce zawodów, a teraz trąbią farmazony na jego temat to dziękuję Bogu, że zesłał nam Janka ze swoimi szalonymi pomysłami. Może ta lekcja wspólnie przeżyta pozwoli nam na czarne mówić czarne, bez względu na prywatne interesy. Bo kitesurfing i związane z nim emocje powinny nas tylko łączyć, a nie dzielić.
Pozdrawiam. Jacek Daktera