LatającyDziadekTadek pisze:Zapodaj coś więcej o swoich skokach.
Próbowałem tylko podczas jednej sesji na Bałtyku na wodolocie Adama, bo akurat miał przykręcone dwa strapy.
Na swoich deskach nie mam żadnych, więc nie skaczę.
Z mojego krótkiego doświadczenia – jadę normalnie, obniżam kajta do 20 stopni, wyostrzam, odpuszczam bar, luzuję kolana i gwałtownie przeciągam go przez zenit zaciągając do bólu bar.
W momencie jak latawiec jest w połowie drogi do zenitu wyprostowuję kolana i dociskam na maksa tylną stopę – katapulta.
Bez żadnego krawędziowania loty na grube metry w górę gwarantowane.
Nie robiłem backloopów – zapomniałem że coś takiego istnieje...
Zrobię następnym razem już za tydzień jak Adam pozwoli mi popływać na jego wodolocie
Podeślij nam trochę wiatru na Bałtyk.

W Belgii wieje od czwartku wieczorem po 20-30kts każdego dnia. W piątek nie było jeszcze rozkołysu z Północnego, więc dawałem jakoś radę na 8m na srogim czopie i małej fali. Dzisiaj natomiast wiatr zelżał do 20-15kts ale za to wszedł dobry rozkołys dający regularne długie fale do 2m z okresem 7-8s. Do 5 skrętów na jednej fali.
Przejście przez przybój było na początku wyjątkowo trudne. Byłem jeszcze sztywny i nie dano mi szans zacząć od wave, bo tłumek lokalesów chciał zobaczyć wodolot w akcji. Głupi ja. Oczywiście chciałem się polansować przed kibicami – kosztowało mnie walką z przybojem a nie pływaniem.
Szybko wróciłem na wave – akurat był to weeknd testów Cabrinha i North więc zabrałem zestaw S-Quad 5’10” i Vector 9m na zmianę z Drifterem 9m. Po godzinie rozgrzewki wróciłem na foila i zaczął się szoł
Udało mi się od razu przejść jakoś przez przybój a potem było coraz lepiej.
3 godziny treningu i opanowałem przyzwoicie jazdę po 2m falach.
Do tego udało zrobić mi się parę ruf w lewitacji i pierwszy zwrot na wiatr na lewym halsie w lewitacji!!!!! Wogóle nie wychodzą mi do tej pory rufy na lewym halsie a sztagi na prawym są karkołomne i myślę, że 70% wciąż wtapiam.
Jednakże jak mam się chwalić dalej to teraz najważniejsze –
jazda na foilu na 2m fali. Ależ to jest radocha

– nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że to może być tak zajefajne, no bo przecież nie ma tutaj żadnego rozpruwania fali, bottom i off the lip turns.
Myślałem do tej pory jaki wogóle jest sens jazdy na foilu jak można w tym samym czasie ujeżdżać pięknie falki. Otóż jest, przynajmniej dopóki nie znudzi się zjazd z fali.
Dościgam największą falę z zestawu, wjeżdżam na jej front, odpuszczam bar – Drifter 2013 to jakiś cud pod tym względem

, latawiec zostaje zamrożony w swojej pozycji – WOGÓLE nie ciągnie a ja skupiam się jedynie na zjeździe napędzanym energią fali.
Ale rock&rolll!!! Pamiętacie video Lairda Hamiltona w butach na foilu na Jawsach? Dzisiaj miałem swoje pierwsze belgijskie Jawsy, bo jechałem na fali może ponad 100m praktycznie bez mocy latawca
Przechodzenie przez fale. Po całej sesji lokalesi łejwiarze pływający obok mnie nie mogli rozgryźć jakim cudem przechodziłem przez czasami srogie, łamiące się fale.
Wiecie co? Ja też nie wiem.
Na początku były dzwony a pod koniec jechałem jak taran i przechodziłem przez nie jak nóż przez masło.
Myślę, że jak rozluźniłem kolana to deska jakimś swoim zmysłem utrzymywała stałe zanurzenie niczym U-Boot na peryskopowej. Nie rozumiem tego ale tak mi to wychodziło. Może pomogło również zmniejszenie rozstawienia stóp o jakieś 5-10cm.
Tadeusz – napisałeś, że strap potrzebny jest do wystartowania. Też tak myślałem w Tajlandii przez pierwszą sesję. Teraz uważam, że
do startu jest wogóle niepotrzebny a może nawet przeszkadzać. Spróbuj tak.
Leżysz w wodzie. Ustawiasz deskę w dryfie przed sobą – idealnie w poprzek wiatru. Przednią ręką trzymasz bar a tylną chwytasz za krawędź zawietrzną na wysokości rufy deski. Łokieć tylnej ręki opierasz o nawietrzną krawędź. Robisz dźwignię dociskając łokieć od siebie i ciągnąc dłoń do siebie. Deska staje na boku z masztem na powierzchni wody. Deska gotowa do odpalenia. Stawiasz obie stopy na desce i zaciągasz latawiec do startu. Jazda. Proste i zawsze skuteczne
Na koniec
informacja, która uratuje Wasze dupska, kończyny, żebra i przede wszystkim kapustę.Jestem przekonany, że za poniższą wskazówkę dostanę ocean piwa i zaznaczam od razu - w realu pliss
Dopiero dziś nauczyłem się upadać
Do tej pory moje upadki nie różniły się od tych na TT. W efekcie widzieliście moje żebra na zdjęciach z Tajlandii.
Różnica przy upadku na pełnym speedzie na TT a na foilu jest potężna. Raz, że foil jest dużo szybszy na downwnindzie. Dwa, że jest się 1 metr wyżej.
Wyobraźcie sobie, że pędząc 40-50km/h wodolot wylatuje z wody i ucieka w siną dal. Nic nie pozostaje poza banalnym dzwonem z powierzchnią wody a to wszystko z perspektyw 1m nad wodą i prędkością światła. Aby dodać więcej bólu najczęściej bywa tak, że wylatuje się z deski poza falą (bo skrzydło wychodzi nad powierzchnię), przelatuje jej dolinę i wali gębą we front kolejnej nadchodzącej fali. Czyli taka mała czołówka.
Generalnie przypomina to ból niedokręconego mega loopa.
Uwaga, uwaga – rozwiązanie: skok ratowniczy czyli jedna nóżka przed upadkiem do przodu robiąc prawie szpagad i lądowanie tą nogą w wodzie.
Stopką rozpruwa się powierzchnię wody i całe napięcie powierzchniowe znika. Ale ulga.
A wygląda to mniej więcej tak:
http://www.naszwopr.pl/img/ratownictwo/wykroczny.png