Hej,
wrocilem wlasnie z Sal, Cape Verde, gdzie bylem przez 6 tygodni
i zdecydowalem sie popelnic mala relacje dla wszystkich tych ktorzy
sie zastanawiaja czy warto sie tam wybrac.
Otoz moim skromnym zdaniem warto, nie wiem czy ja mialem tyle szczescia,
ale wialo 100 % dni, przy czym w 85 % na 7m, czasem mialem duzo,
ale powiedzmy ze bylo surfable

przy czym raz poprostu sie balem ze wiatr siadzie i nie wroce, a jak wiekszosc
sie orientuje, kazde dobre plywanie na sal to plywanie na off'ie.
Dwa dni musialem sobie zafundowac przerwe tylko dlatego ze polamalem
sobie palucha, i nie moglem nawet chodzic, ale cold pack i cala masa lodu
w ktorej zagrzebalem moja stope na czas wielkiego swell'u (na mojej nodze)
pomogl na tyle ze po krotkiej dwudniowej przerwie
wrocilem na wode, bolalo, ale im fala byla wieksza tym bol mniejszy

Teraz gdy juz jestem w domu i emocje opadly mam probem z chodzeniem,
ale bynajmniej jest czas odpoczac

Razem z moja zona Natalia i dwojka naszych coreczek (Lena i Nadia)
mieszkalismy we wschodniej czesci Santa Maria (turystyczna miejscowka
na polodniu wyspy) na tak zwanej wywiewce, mieszkanie bylo naprawde super,
duze, nowoczesnie urzadzone i bardzo funkcjonalne, mialo tylko jedna wade
-wiatr napierdalal dzien i noc ! na taras wychodzilem tylko po to zeby zobaczyc
co sie dzieje na spotach (widok na Ponta Lema i na Kite Beach)
Swoja droga Kite Beach to spot obstawiony przez mega przepowerowanych
niemcow w kaskach, nie majacych pojecia o tym gdzie w danym momencie
sie znajduja, nie wspominajac juz o samym plywaniu najczesciej wplaw

Jeden raz zmoczylem latawiec na Kite Beach, nim udalo mi sie go zrestartowac
z mielonki kilku poezyjnych riderow zdazylo sie przejechac po moich linkach
miedzy mna a latawcem, wiec nie trudno sie domyslec co sie stalo, jedna linka
z czterech sie tylko ostala

na autobanie pod Hamburgiem o 15:00, jednym slowem - masakra.
Najczesciej plywalismy na Ponta Leme, gdzie wchodzil polnocny swell,
chyba regularnie przez 3 tygodnie nigdzie nie trzeba bylo sie ruszac.
Pozniej swell zaczal nieco odkrecac na zachod i zaczelo sie zwiedzanie wyspy
w poszukiwaniu fal. Niestety nie udalo mi sie poplywac na Ponta Preta,
ktora w czasie mojego pobytu zadzialala tylko raz, do tego nie byla jakas wielka,
fala lamala sie bardzo blisko glamuchow a do tego byla zatloczona.
Najprzyjemniejsze sesje zaliczalem na Caleta Fondue, praktycznie spot nalezal
tylko do nas, bardzo malo popularny, a naprawde warty grzechu.
Czesto jezdzilismy tez na polnoc gdzie sa 3 spoty kolo siebie;
Alibaba na ktorej sie wychodzi i mozna z niej splynac na Secret Spot,
albo sie wyhalsowac na Coral. Alibaba jest bardzo przyjemna,
dluga gladziutka fala ktora nie zabija, bywa jednak tloczna.
Coral mnie osobiscie przerazil, plywalem tam dwa razy,
raz byl umiarkowany (4-5m) ale raz wchodzily klocki miedzy 6 a 8 metrow
i najzwyczajniej w swiecie mialem srake, sam spot nalezy do mniej przyjemnych,
krotko mowiac jest bardzo niebezpieczny, fala wali sie z wielka sila prosto
na kamloty gdzie robi sie closeout i nie ma ucieczki, trzeba bardzo uwaznie
selekcjonowac fale, pierwsza z setu daje naprawde niepowtarzalne wrazenia.
Ja przezylem tylko jakims cudem po ktorym trzaslem sie przez ponad godzine
i na Coral juz nie wrociem, moze za rok znow sie skusze, sie zobaczy.
Na Secret Spot dalem sie wyciagnac tylko raz przez pape Konia,
byl duzy a sama fala bardzo nieregularna, zlapalem druga fale z setu i
z racji pierwszego pywania na tym spocie poplynalem za starym koniem ktory
zlapal pierwsza fale z setu i odjechal na sam koniec prosto w kamloty, nie bardzo dalo sie
tam przeczekac bo fala wypychala na brzeg wiec szybka decyzja i jeszcze szybsza
ewakuacja przez shore break, reasumujac - zlamana deska

brak ubytkow na ciele, w glowie cos tam sie ostalo

W przypadku polamanej deski nie mialem wiekszego problemu,
Papa Koniu byl na tyle mily ze pozyczyl mi nowiutkiego Triggera 6'3"
na czas naprawy, a moja deseczka zajal sie chorwat o imieniu Damian,
ktory prowadzi mega profesjonalny board repair, zatrudnia dwoch ludzi,
roboty maja nie do przerobienia, a sama jakosc wykonania naprawy
przerasta oryginal wychodzacy z fabryki, naprawde pelna profesura !!!
Plywanie ja osobiscie oceniam 10/10 choc przyznac trzeba ze wyspa nie rozpieszcza,
wychodzi sie po kamlotach, przewaznie mega szkwali przy brzegu,
walka zeby zapiac lisha do nogi bo chwila nie uwagi i latawiec odrazu przepada,
ewentualnie wyrywa z plazy przez kamloty

wiec jest co robic, ale jak juz sie przejdzie procedure startowa to sam miod.
Po plywaniu natomiast obowiazuje podstawowa zasada, wszyscy spotykaja
sie w Calemie na happy hour, Caprinha 150 $ (niespelna 1.5 jurka) zeby poopowiadac
sobie o przygodach minionego dnia. Generalnie na wyspie panuje mega luzna atmosfera,
w powietrzu czuc surferski klimat, a sami lokalesi po za wpierdalaniem sie na fale,
co czynia bardzo skutecznie sa jeszcze bardziej przyjazni i przesympatyczni.
Jesli chodzi o jedzenie to szalu nie ma, w sklepach raczej maly wybor
a cen niepowstydziliby sie nawet skandynawowie (uwierzcie wiem co pisze)
Same restauracje sa dosc monotonne, ryba, ryba, i... owoce morza,
mozna zjesc kuraka a czasem nawet jakiegos wola, ale generalnie ryba.
Przyznac trzeba ze wiedza jak ta rybke zrobic, a sama cena za dobry dan w knajpie
jest naprawde spoko, wiec mozna sie raczyc dowoli. Na molo w Santa Maria
mozna kupic swieza rybke jak ktos lubi zrobic samemu, wybor dosyc spory,
a swiezy tunczyk zrobiony w domku to najlepsze co mozna zjesc

za kilogram swiezo wyfiletowanej ryby, przy czym mozna sie targowac do woli.
Jesli chodzi o male dzieci to jedyna rozrywka jest ich kompletny brak,
trzeba sie naprawde nakombinowac zeby zajac czyms maluchy,
na plazy mega wicher, slonce tez nawala zdrowo, wiec generalnie surviving.
W bezwietrzny dzien, ewentualnie jak wieje troszke slabiej to warto zrobic tripa
po wyspie, pod warunkiem ze jest slonce, ktore jest niezbedne zeby zobaczyc
blue eye i fatamorgane. Warto tez pojechac do shark bay popatrzyc na rekiny,
calodniowy trip prv pick up'em to koszt miedzy 50 a 60 euro, wiec korzystnie.
My Wracamy tam za rok, w tym samym okresie, mam nadzieje ze na dluzej.
Bardzo chcialem podziekowac calej ekipie za mega zajebiscie spedzony
czas na wodzie i po za nia,
najwieksze podziekowania naleza sie mojej zonie ktora dzielnie walczyla z naszymi
dziecmi kiedy plywalem, rowniez mega gracias dla mojej mamy, ktora dojechala
do nas na 3 tyg zebysmy mogli troszke zaszalec na miescie po godzinach,
wielkie dzieki dla Papy i Mamy Konia ktorzy sa najlepszymi przewodnikami po wyspie,
starego Korka, Borowce i jego ekipie za wspolne plywanie i pranie

rowniez dla Tomka i Przemka, przemka ktory dzielnie walczyl na Kite Beach'u
i sie nie poddawal, plakal, ale plywal...

i dla całej reszty której nie wymieniłem - THX !!!
Ponizej troche fot;
Pozdro...