Aż żal było zjeżdżać

Wystartowałem rano z Suchacza, na fali mam problem z nabieraniem wysokości; ale jeszcze rok temu nie miałem w ręku kita a i "młodość" nie ta. Pojeździłem lewo prawo (dziś bardziej lewo) i postanowiłem nie przejmować się bardzo wysokością. Wiało raczej równo, jazda była ok wylądowałem w Kadynach i polazłem po samochód do Suchacza. Dobrze, że wziąłem ze sobą bar, bo miałem się czym odganiać od okolicznych kundli (a mój Wezyrek biedny czekał w aucie).
Jutro z rana następna sesja.