Kolejna wyprawa na Goczałkowice zaczęła mi już świtać na początku kwietnia kiedy przez Polskie przechodziły wiosenne burze. Niestety ze względu na obowiązki zawodowe bardzo ciężko było trafić wolny dzień i dobre progno . Jednak w końcu w tym tygodniu w ok. Wtorku już zaczęło się cos klarować… wind guru i windfinder pokazywały na sobotę ostre progno (12-18kn) oraz prawie brak deszczu a nawet jakieś słońce – można wziąć żonę! . Bralem jeszcze pod uwagę Turawe ale odległość z Krk jeszcze większa , dodatkowo po ogłoszeniach w portalach społecznościowych ,( ze mam wolne miejsce w aucie i chętnie kogoś wezmę) , konsultacjach telefonicznych oraz zapowiadanych testów Su2 wybór padł na goczaly. Przyznam się , ze nie nastawiałem się na praktyczne testy ponieważ nie gwarantowali rescue a na Gonzalach wiadomo jak jest . Chciałem jedynie z bliska popatrzeć na te eleganckie deseczki i miałem nadzieje , ze być może będą te z nowym designem .
Dzień i noc przed wyjazdem na wind guru i windfinder byłem średnio co pol h i tak -było dobrze utrzymywało się 18 kn w szkwałach!!! Jako , ze w pt noc miałem nockę nie miałem problemu żeby w sobotę wstać o 7 rano bo nie kładłem się za bardo spać . Po powrocie do domu skonsultowałem się z bratem z ok. Wrocławia czy u nich wieje i czy idzie do nas . Odpowiedz , nie była jednoznaczna ale informacja o tym , ze nie wybiera się na chwile obecna oraz duże zmęczenie po pracy utwierdziło mnie w fakcie żeby na chwile się zdrzemnąć… W ten o to sposób wyruszyliśmy z zona ok. 11 z Krk. Chciałem oszczędzić wydatki wiec ominiecie A4 kosztowało mnie dodatkowe 40 min jazdy . Ok. 12.30 spot przywitał mnie schodzącymi Riderami z wody . Z kilkanaście aut, trochę ludzi na na lace, specjalne miejsce oznaczone flaga Su2 – po prostu odświętnie –prawie jak na Ch6 ! Jednak wiatrowo nie wyglądało to dobrze by za chwile w ogóle zdechnąć. Przywitałem się ze znajomymi i zacząłem przygotowywać sprzęt. Udało się dość szybko dzięki zonie , która ogarnęła makaron na barze po ostatnim pływaniu. Wszystko gotowe. Teraz tylko wiatr! Niecierpliwie stałem na brzegu i udawałem , ze czytam wodę nosem patrząc jak jakiś Rider próbuje postawić latawke …od czasu kiedy pojawiłem się spocie. Czując się w obowiązku pomoc mniej doświadczonemu koledze krzyknąłem parę wskazówek. W tym momencie zaczęła wiać agresywne 10 kn i był to znak dla wszystkich Riderów na spocie , ze czas odpalać ! Moje odpalenie odbyło się z falstartem, ponieważ okazało się po naciągnięciu linek , ze sa źle podpięte. Po 3 próbie wydawało się ok i uderzyłem w otchłań żywiołów :wody i wiatru!! Latawiec mnie rozczarował bo ewidentnie był skierowany w jedna stronę. Zauważyłem ,ze zaplątał się bridle linki nośnej. Ewakuacja do zatoki mistrzów , ponowna korekta linek i restart. Tak to było to! Wszystko było jak należy i odpaliłem w kierunku południowego brzegu .
Po około 300 m i paru halsach już czułem jak mnie łapie skurcz w lewej nodze , co gorsze znów nie ostrze! Cholera … staram się przypomnieć wszystko: nogi, dupa, zwrot ciała, kat latawca…. Już trochę lepiej ale jestem ok. 200 m od miejsca startu. Tam już utrzymuje wysokość niestety zauważam ciemne chmury z kierunku północnego…. Może jebnac piorunem. Większość Riderów nic sobie na razie z tego nie robi ale ja już trzymam się blisko brzegu by zjechać do brzegu przy pierwszych kroplach deszczu. Jeszcze spacerek wzdłuż brzegu kilkadziesiąt metrów i już wita mnie zona (nie mogła zrozumieć ,ze pływanie określiłem sukcesem ze względu na cały i nie zgubiony sprzęt !)
Pozdro dla Wszystkich śródladowcow !