Z wielką zazdrością patrzałem na prognozy. 99% Polski pływa, a ja nie mogłem bo pracowałem. Plan że po 16 się zjawiam w Kadynach, ale udało się około 14 byc już w Kadynkach.
Szybkie przebieranie, szybkie pompowanie i heja na wode, bo stacja pokazuje od 22 do 34kts.
Wpadam na wodę i jak to ja, zaczynam sobie szukać wymówek, wiatr niby wieje, ale jakoś mało taki kaloryczny, prawy pad jak zwykle, za ciasny (buty 7mm nie pomagaja). Czop taki, że zwykłe płynięcie nie pozwala.
Strap poprawiamy, coś tam przyszkawala, probójemy, nabieramy prędkości i dupa, nie idzie, skacze sie po czopie, nie ma jak zaciąć deski. OK. udało się 1,2,3 10 skok i już wiem że to nie będzie ten dzień, o ile nie powieje więcej. W przypływie swojej inteligencji pamiętam że pomiędzy soulriders, a starą plażą, jest miejsce gdzie jest brak czopu a jakieś małe falki. Oczywiście zgadza się !!! ale wody 30 cm ;/ jednak i tak lepiej niż na starej. Coś pływam, skaczę, ale wiatru małooooooo (na rekordy). W pewnym momencie w końcu przyszkwaliło, oddanych kilka skoków, z zacięciem lub niektóre bez, wiem że wysokie, mówie sobie 10m było, z nadzieja na rekord 12m. Jednak nadal z nastawieniem że to do 4 liter. Popływałem, zaczeło mniej szkwalić i wiem że wiatru na rekordy nie ma, zdenerwowany, obolały postanawiam zejść.
Po zejściu odczytuje dane z WOO3
Banan na gębie.
Dziękuję, pozdrawiam.