
Poniżej przedstawiam relację z naszeo listopadowego wyjazdu do Paracuru. Dla osób które już tam były to nic nowego, ale dla pozostałych może będzie przydatna (a poza tym, w ten piękny zimowy dzień to sama przyjemność powspominać i popatrzeć na zdjęcia

Z różnych powodów zabraliśmy się z Hanią za załatwianie wyjazdu dosyć późno tzn. na 3-4 tyg. przed zaplanowanym terminem. Dlatego nie było łatwo o znalezienie przystępnych cenowo biletów lotniczych, jak również miejsc do spania. Pierwsze, udało się załatwić dzięki pomocy ludzi z Time4Travel (polecam: www.time4travel.pl), a z drugim bardzo pomógł Przemass (wielkie dzięki!).
W końcu polecieliśmy "na biletach" Lufthansy do Fortalezy przez Frankfurt i Sao Paolo, a z powrotem przez Mediolan. Pomimo sprawdzenia warunków przewozu bagażu, w szczególności sprzętu sportowego i bagażu niewymiarowego (quiver), na Okęciu zaczęło się od sporej awantury z 2 pracownicami LOT Ground Services, a chodziło o bagatela … 200 USD dopłaty



Na miejscu w Paracuru zatrzymaliśmy się w pousadzie Kite Village (www.paracurukitevillage.com) i był to super wybór! Bardzo mili właściciele (Włoch i jego żona Brazylijka), pyszne śniadania, bar ze znakomitą Caipirinhą, czysto, miło i przyjemnie, a dodatkowo, 6 razy w tygodniu na terenie Pousady można zamówić u 2 miejscowych pań, pieczoną w prawdziwym piecu pizzę, za którą trzeba zapłacić 8 – 12 reali. Do centrum miasteczka, gdzie wieczorem toczy się całe życie, idzie się z Kite Village nie więcej niż 10 min., a po drodze można spotkać takich oto mieszkańców miasteczka:
Sam spot ulokowany jest w Quebra Mar jakieś 5 km od Pararcuru. Taxi w jedną stronę kosztuje 15 reali. Spacer plażą zajmuje ok. 45 min, a po drodze można zobaczyć takie widoki:
W samym Quebra Mar (czyli po naszemu: w miejscu w którym łamie się morze) jest m.in. fajna restauracja oraz baza Aloha Brasil ze wspaniałą załogą: Paulina, Hela, Asia, Przemass i Rafael:
Przed bazą rozciąga się piękna, szeroka plaża na której rozkładają swoje latawce dziesiątki kiesurferów z całego świata.
Spot w Quebra Mar, w zależności, od poziomu wody oferuje bardzo zróżnicowane warunki do pływania. Przy odpływie mamy płaską wodę do nauki, szlifowania umiejętności i oddawania się jeździe Freestyle.
Przy przypływie mamy niezłą falkę. Pierwszy raz zdarzyło mi się pływać na oceanie i tak zafalowanym akwenie. Musze przyznać, że bardzo mi się to spodobało i … miałem niezły fun!
W połowie wyjazdu w Quebra Mar odbyły się 3-dniowe zawody Paracuru Kite Power. Pierwszego dnia, w konkurencji freestyle mężczyzn, można było popatrzeć na wysiłki kilku i kilkunastoletnich chłopców, którzy wykonywali takie tricki, że jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie …

Drugi dzień to freestyle kobiet (niestety przy znacznie gorszych warunkach wiatrowych), w których udział wzięły dziewczyny z Aloha, Paulina
i Asia
Trzeci dzień to wave i down wind (10 km z Taiby do Paracuru).
Całe zawody zakończyły się w konkurencjach kobiet nokautem w wykonaniu Pauliny (2 zwycięstwa i 1 drugie miejsce) – o czym pisał już wcześniej Przemass.
W drugim tygodniu wypożyczyliśmy Buggy i wybraliśmy się w cztery osoby na wycieczkę do Lagoinha. To spot położony kilkadziesiąt kilometrów na północ od Paracuru, z płytką laguną wypełniającą się wodą podczas przypływu.
Wycieczka była bardzo fajna i udana. Co prawda zapakowanie Buggy w taki sposób żeby pomieściło ono 4 osoby, 4 latawce, 4 trapezy, 3 deski i jeszcze trochę innego sprzętu wydawało się … trudne, ale ostatecznie udało się znakomicie.
Na koniec był jeszcze nocny powrót z Laghoinii do Paracuru, który pozostawił niezapomniane wrażenia. Stało się tak gdyż: nasz buggy miał tak brudną szybę (i to pomimo prób jej umycia), że po ciemku jechaliśmy niemalże „na ślepo”, szwankowały w nim hamulce, a do tego zderzyliśmy się z … nietoperzem

Na deser (nomen omen) coś o kwestiach pozakiteowych. W końcu nie samym kitesurfingiem człowiek żyje (niestety). Paracuru to miejsce gdzie wypijesz wspaniałą Caipirinhę,
zjesz przepyszne owoce morza, np. 30-centymetrowe langusty z grilla (porcja dla 2 osób z frytkami, ryżem i sałatką, w restauracji na plaży, za 60 reali), a w najlepszej restauracji w mieście (Rei do Escargots Formula1), wspaniałe ślimaki z masłem czosnkowym i wyśmienite steki.
Są też oczywiście smaczne owoce i przepyszne, świeżo z nich wyciskane, soki, a także wyśmienite desery np. mus z owoców maracuja.
Podsumowując, wyjazd rewelacyjnie udany, wróciliśmy wspaniale wypoczęci, nasłonecznieni i naładowani energią, a w takich warunkach, progres w pływaniu zapewniony.
* Wszystkie fotki autorstwa Hani, a więcej do obejrzenia tu: http://picasaweb.google.com/stanislaw.walenta/Paracuru#