

Zaszczypało, więc wyłażę. Jakiś dziwnie czerwony piasek lepi mi się do stopy. Otrzepuje z piachu i widzę rozoraną stopę. Dokuśtykałem na jednej nodze do szkółki wind i kajta - tej po wschodniej stronie krzyża.
Tam właściciel pomógł mi przemyć nogę i zrobił profesjonalny opatrunek przy dostępie prowizorycznych środków opatrunkowych, a windsurfer pokrzepił kubkiem gorącej herbaty

Szybka decyzja i Artur zostawia nasz sprzęt pod okiem dziewczyn z ALOHY, a my pędzimy na pogotowie do Gdyni.
Tam dostałem zastrzyk przeciwko tężcowi i pan chirurg szybko pozszywał nóżkę (na żywca – bez znieczulenia). Wszystko poszło tak sprawnie , że wróciliśmy jeszcze na pływanie (ja niestety już tylko w roli obserwatora).


Niby nic nadzwyczajnego, ale…
Następnego dnia noga napie…, zimno mi jakoś i szczękam zębami. Przespałem prawie cały dzień, bo w nocy nie bardzo mogłem spać.
Po piętnastej wracamy do Warszawy. W samochodzie czuję się coraz gorzej, telepie mną niemiłosiernie, noga wielka jak u słonia i na dodatek drętwieją mi obie nogi, ręce i nos.

W Ostródzie Artur decyduje zjechać do miasta i szukać szpitala.
W końcu trafiam ponownie do chirurga i po raz pierwszy mogę zobaczyć jak wygląda zakażona rana


Mamy dzisiaj wtorek, a ja siedzę w domu na antybiotykach. Przez następne jeszcze kilka dni będę miał atrakcje typu czyszczenie rany wymiany sączków i takie tam.
Gdybym w niedzielę poczekał z decyzją odwiedzenia lekarza ze trzy godziny (bo za tyle planowaliśmy być w Warszawie), to skutki mogłyby być o wiele poważniejsze.


Jak widzicie niepokojące objawy od razu walcie do lekarza.
Dzięki jeszcze wielkie dla Artura, który z wielkim poświeceniem obwoził mnie po wszystkich szpitalach i dla mojej kochanej dziewczyny, która cały czas podtrzymywała mnie na duchu.


Sezon już niestety zakończyłem

Teraz przyjdzie mi poczekać aż Zalew Zegrzyński zamarźnie to dopiero wyciągnę latawca.
